Jakub Nizioł: Chcę wyjechać za granicę
fot. Wojciech Cebula/WKS Śląsk

,

Lista aktualności

Jakub Nizioł: Chcę wyjechać za granicę

- Nie boję się tego powiedzieć: chcę spróbować swoich sił w klubie zagranicznym. Taki sobie wyznaczyłem cel na kolejny sezon. Mam 27 lat. To optymalny wiek. Jak nie teraz, to nigdy. Jeśli się nie uda, chciałbym dalej grać w WKS Śląsku Wrocław - mówi Jakub Nizioł.

 

,

Karol Wasiek: 31 punktów, 8/8 z gry i okazałe zwycięstwo w Gdyni 117:78. To najlepszy mecz w karierze?

Jakub Nizioł, koszykarz WKS Śląska Wrocław i reprezentacji Polski: Można powiedzieć, że to "mecz marzenie" pod względem indywidualnym. Statystycznie pewnie był to mój najlepszy występ w karierze, ale prawdę mówiąc te "cyferki" nie mają wielkiego znaczenia. Liczy się zwycięstwo. Przyjechaliśmy do Gdyni z jasnym celem. Cieszymy się, że udało się go zrealizować. Wiemy, że nasza sytuacja w tabeli jest trudna i każdy kolejny mecz ma niezwykle istotne znaczenie. Nie możemy pozwalać sobie na potknięcia, jeśli chcemy coś w tym sezonie osiągnąć. A taki jest nasz zamiar.

Zapytam wprost: dlaczego WKS Śląsk Wrocław popadł w tak duże problemy w ORLEN Basket Lidze?

- Myślę, że to wypadkowa kilka kwestii. Zacznijmy od sporej liczby kontuzji i to kluczowych zawodników. Były mecze, w których brakowało 5-6 graczy. Na dodatek duża liczba zmian na pozycji rozgrywającego też nie ułatwiła nam zadania. Trudno się do tego dopasować w trakcie rozgrywek. Jesteśmy w trudnym położeniu, ale walczymy, chcemy poprawić naszą sytuację i dać trochę radości naszym kibicom.

WKS Śląsk Wrocław w tym sezonie miał już siedmiu różnych rozgrywających. Czy jesteście w stanie nadążyć za tymi wszystkimi zmianami, które dzieją się w zespole?

- Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja, bo każdy rozgrywający ma swój odmienny styl i potrzeba czasu, by się do tego dopasować. Każdy inaczej gra i podaje. Ale to też nie jest moment, by usiąść i lamentować z tego powodu. Wszyscy - klub, trenerzy i zawodnicy - aktywnie działają, by poprawić naszą grę, wyniki i pozycję w tabeli. Nikt nie wywiesił białej flagi z napisem: "koniec sezonu". Wręcz przeciwnie. Widzę nową, dobrą energię. Walczymy!

Jest wiara w to, że można odwrócić złą kartę i wrócić do walki o medale?

- Jak najbardziej! Wiem, że wiele ludzi już nas skreśliło, ale nie jesteśmy aż tak daleko od ligowej czołówki, by mówić, że WKS Śląsk Wrocław nic nie wygra w tym sezonie. Jesteśmy gotowi na ciężką walkę w kolejnych miesiącach. Na pewno nie składamy broni. Chcemy udowodnić naszą wartość. Uważam, że w pełnym składzie będziemy groźni dla każdego w ORLEN Basket Lidze.

Jakim typem gracza jest Marek Klassen, który od niedawna pełni funkcję boiskowego generała w WKS Śląsku Wrocław?

- To bardzo pozytywny człowiek. Wniósł do szatni wiele dobrej energii. Ma wyrazisty głos, chce być liderem w szatni. W tym elemencie może nam bardzo pomóc. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to trzeba jeszcze trochę poczekać z oceną, ale już teraz mogę powiedzieć, że Marek umie zorganizować grę i trafić rzut z dystansu.

Wróćmy do tego, co wydarzyło się pod koniec listopada. W jaki sposób nabawiłeś się kontuzji dłoni w trakcie zwycięskiego meczu w Ankarze?

- Pamiętam doskonale ten moment. Sytuacja miała miejsce na 3-4 minuty przed końcem spotkania. Po wykonaniu rzutu w strefie podkoszowej niefortunnie upadłem na parkiet i doznałem urazu nadgarstka. Początkowo nic mnie nie bolało, dopiero po kilku chwilach zacząłem odczuwać mocny ból. Musiałem poprosić o zmianę. Byłem cholernie zły i smutny.

Kontuzja przyszła w najgorszym momencie?

- Tak. Byłem wtedy w bardzo dobrej formie, czułem, że złapałem swój rytm. Niestety kontuzja wszystko wywróciła do góry nogami. Teraz muszę to - poprzez ciężką pracę - odbudować i wrócić na dobre tory. Jestem optymistą, zwłaszcza patrząc na ostatnie wyniki. Wygraliśmy z drużyną z Ulm, Tauron GTK czy teraz z Krajową Grupą Spożywczą Arką.

Czy prawdą jest, że wróciłeś do gry trochę na własne życzenie?

- Można tak powiedzieć. Prowadziłem w tej sprawie rozmowy w klubie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nasza sytuacja w ORLEN Basket Lidze nie jest najlepsza. Każda kolejna porażka może nam zamknąć drogę do fazy play-off. Razem ze sztabem szkoleniowym i medycznym podjęliśmy decyzję o nieco wcześniejszym powrocie, niż to pierwotnie zakładaliśmy. Mój stan - w momencie powrotu - nie był optymalny, ale sytuacja tego wymagała i ja to w pełni rozumiem.

Jakub Nizioł walczy w kolejnych miesiącach o swoją koszykarską przyszłość? Pytam, bo wiem, że kończy się ci kontrakt z WKS Śląskiem Wrocław. Czy z tyłu głowy są już myśli o tym, co będzie w kolejnym sezonie?

- Myślę, że każdy koszykarz myśli o swojej przyszłości. To normalne. Prawdą jest, że kończy mi się kontrakt ze Śląskiem Wrocław. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Na tę chwilę są dwie opcje.

Jakie?

- Pewnie po tych słowach ludzie zaczną się ze mnie śmiać, bo zawsze pojawiają się uśmiechy, gdy Polak deklaruje chęć wyjazdu z kraju i spróbowania swoich sił w klubie zagranicznym.

Tak. Ja w tym momencie składam deklarację: chcę wyjechać z Polski i spróbować swoich sił w klubie zagranicznym. Nie boję się tego powiedzieć. Taki sobie wyznaczyłem cel na kolejny sezon. Jestem gotowy do zrobienia następnego kroku w swojej karierze. Mam 27 lat. To optymalny wiek. Jak nie teraz, to nigdy

Jeśli nie wyjadę, a ludzie będą się ze mnie śmiać, to trudno. Wezmę to na klatę. Jeśli wyjazd się nie uda, to nie ukrywam, że moim priorytetem jest dalsza gra w Śląsku Wrocław. Jestem z tego miasta, gra w tym klubie dużo dla mnie znaczy. Uważam, że nawet jak się nie dogadamy, to myślę, że rozejdziemy się w dobrych relacjach.

Czy po niezłych występach w Europucharze pojawiły się pierwsze sygnały na temat zainteresowania z klubów zagranicznych?

- Tak. Otrzymałem kilka wiadomości od osób ze środowiska koszykarskiego. Jest zainteresowanie, ale na razie nie wybiegam aż tak daleko do przodu. Skupiam się na obecnej sytuacji w Śląsku Wrocław. Chcę zrobić wszystko, by w czerwcu stanąć przed lustrem i powiedzieć: "za nami udany sezon".

Jakub Nizioł był znany z tego, że lubił podgrzać atmosferę na Twitterze. Tymczasem od kilku miesięcy jest nieaktywny na tej platformie. Dlaczego?

- Postanowiłem w tym sezonie bardziej skupić się na kluczowych sprawach w moim życiu. Social media zeszły na dalszy plan. One były fajne, gdy byłem młodszy. Ludzie się śmiali z moich wpisów. Po rozmowach z moimi rodzicami zdałem sobie sprawę z tego, jak niektórzy ludzie mogą odbierać mnie - jako osobę - po tych wszystkich wpisach. Mam już 27 lat i czas zacząć zachowywać się znacznie bardziej poważnie. Chcę wszystkim pokazać, że nie jestem tylko "twitterowym klaunem", a zawodnikiem, którego należy poważnie traktować.

To jest przełomowy sezon. Mam taką świadomość, że trzeba wziąć te koszykarskie losy w swoje ręce i udowodnić ludziom, a przede wszystkim sobie, że stać mnie na grę na znacznie wyższym poziomie.