Szymon Wójcik: Chcę podążać drogą taty
fot. Natalia Labudda/Grupa Sierleccy Czarni

,

Lista aktualności

Szymon Wójcik: Chcę podążać drogą taty

- Dążę do tego, by być w wąskim składzie reprezentacji Polski. To jest mój cel. Bardzo mi zależy na grze w kadrze. To jest ogromne wyróżnienie - coś, co mnie napędza do jeszcze cięższej pracy na treningach każdego dnia. Widzę swoje mankamenty w grze, chcę je poprawiać. Mam nadzieję, że w tym sezonie w barwach Grupa Sierleccy Czarnych pokażę swoją wartość i umiejętności. Nie ukrywam, że zależy mi też na tym, by w przyszłości grać poza granicami Polski - mówi Szymon Wójcik.

 

,

Karol Wasiek: Długo zastanawiałeś się nad odejściem z Enea Zastalu? To była trudna decyzja? Pytam, bo wiem, że miałeś z klubem ważną umowę.

Szymon Wójcik, koszykarz Grupa Sierleccy Czarni Słupsk i reprezentacji Polski: Prawdą jest, że moja umowa z Enea Zastalem była jeszcze ważna przez rok, ale była w nim zawarta klauzula o możliwości przedwczesnego rozwiązania poprzez buy-out (wykup za określoną kwotę - przyp. red). Czy się zastanawiałem? Nie, bo już wcześniej miałem sprecyzowane plany, wiedziałem dokładnie, co chcę robić w kolejnym sezonie. W myśl zasady: "idę po swoje". Nie ukrywam, że szukałem miejsca, które będzie najlepsze dla mojego rozwoju.

Chciałbym dodać, że jestem bardzo wdzięczny Zastalowi za ten rok gry i możliwość pokazania się w rozgrywkach PLK i ENBL. Pobyt w Zielonej Górze uważam za bardzo udany. Uznałem jednak, że przyszedł czas, by rozwijać skrzydła w innym miejscu.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy Enea Zastalu. Jak istotny w procesie rozwoju twoich umiejętności był trener Oliver Vidin? Jak dużą rolę odegrał?

- Bardzo dużą rolę odegrał. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Dziękuję trenerowi Vidinowi za szansę pokazania się na poziomie ekstraklasy w dużym wymiarze czasowym. Wiedział, że mogę pomóc zespołowi, zbudował i obdarzył zaufaniem. Pokazał, że na boisku mogę tak naprawdę zrobić wszystko. Uświadomił mnie, w którym kierunku mogę się rozwijać, by grać na jeszcze wyższym poziomie.

Czy to prawda, że już w trakcie rozgrywek otrzymywałeś telefony z zapytaniami w kontekście zmiany pracodawcy?

- Tak, ale to normalne w tym biznesie. Kluby zawsze obserwują czy wyrażają zainteresowanie czołowymi zawodnikami grającymi w innych zespołach. Dzwonią, pytają, są prowadzone wstępne rozmowy z agentem. Nie było konkretnych ofert, ale mogę zdradzić, że kilka klubów było zainteresowanych współpracą na kolejny sezon.

Dlaczego wybrałeś ofertę Grupa Sierleccy Czarnych Słupsk?

- Przedstawiciele tego klubu - na czele z trenerem Mantasem Cesnauskisem - byli bardzo konkretni w rozmowach. Sam trener zadzwonił do mnie kilka razy, przedstawił swoją wizję na grę drużyny i mój rozwój. Mówił, jak ma to wszystko wyglądać, jak widzi moją rolę w zespole. Usłyszałem od niego, że mam być jednym z liderów Grupa Sierleccy Czarnych w sezonie 2023/2024. Nie ukrywam, że to była najciekawsza oferta na moim stole. Decyzję podjąłem dość szybko, wszystkie warunki współpracy mi odpowiadały. Chcę dokonać w tym sezonie czegoś naprawdę wielkiego. Wydaje mi się, że to idealne miejsce.

Dużo było tych ofert dla Szymona Wójcika?

- Było kilka ofert, ale nie ma sensu już do tego wracać. Jestem zawodnikiem Grupa Sierleccy Czarnych Słupsk i to się liczy w tym momencie.

Czy masz takie wrażenie, że swój największy progres koszykarski zrobiłeś właśnie tu w Polsce, w ORLEN Basket Lidze, a nie w Stanach Zjednoczonych podczas gry w NCAA?

- Tak. To celne spostrzeżenie. Czteroletni pobyt w USA był dla mnie bardzo trudnym okresem. By zyskać jakiekolwiek zaufanie u trenerów, musiałem bardzo ciężko na to pracować. Czasami miałem wrażenie, że i tak nie zyskam ich zaufania, nawet jak zrobiłbym wszystko na wybitnym poziomie. Nie dostawałem takich minut, w których mógłbym pokazać swoją wartość i przydatność dla zespołu.

Pobyt w USA był nieudany? Czy z perspektywy czasu podjąłbyś jeszcze raz taką samą decyzję?

- Mój pobyt w USA ma swoje plusy i minusy. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że ukończyłem studia z ekonomii na poziomie licencjatu. Zależało mi na nauce. Cieszę się, że mogłem to łączyć z treningami. Gdybym jeszcze raz miał 18-19 lat, to zrobiłbym znacznie szerszy research na temat uczelni, sztabu trenerskiego, historii danego zespołu i osiągnięć. Podjąłbym konkretne rozmowy z trenerami na temat wizji rozwoju.

Była szansa na kontynuowanie tej koszykarskiej drogi w USA?

- Była. Mogłem tam zostać na kolejne dwa lata. Wtedy - gdyby wszystko poszło po mojej myśli - zyskałbym tytuł magistra. Nie jest tajemnicą, że trenerzy bardzo chcieli, żebym został i dalej się rozwijał w USA. Ja podjąłem jednak decyzję o wyjeździe i powrocie do Europy. Byłem zmęczony grą w USA.

Dlaczego?

- Przez cztery lata miałem... cztery różne sztaby trenerskie. Nie było kontynuacji. Wielokrotnie wcześniej zaufałem trenerom i nie wychodziłem na tym najlepiej. Powiedziałem sobie, że czas w końcu postawić na siebie i pójść swoją drogą. Miałem też świadomość, że z roku na rok coraz mocniej zaczynam odstawać od europejskiej koszykówki.

Dlaczego pobyt w holenderskim ZZ Leiden zakończył się po kilku tygodniach?

- Zacznę od tego, że chciałem swój pierwszy, zawodowy sezon zagrać poza granicami Polski. Miałem nawet podpisaną umowę z holenderskim ZZ Leiden. Tam przepracowałem okres przygotowawczy, ale nowy trener, który w międzyczasie objął zespół, chciał zawodnika o innym profilu na moją pozycję. Klub podziękował mi za współpracę. Wtedy zgłosił się po mnie Zastal. Wiedziałem, jak wygląda tam sytuacja, bo rozmawiałem z bratem. Nie było też innych ofert, więc uznałem, że to jest dla mnie najlepsza opcja.

Jak wyglądał powrót do Polski pod względem koszykarskim? Był spory przeskok?

- Tak. Powrót do Polski wiązał się z dużym przeskokiem pod względem koszykarskim. Gra była tu zupełnie inna, dużo szybsza, choć oczywiście wcześniej miałem z nią kontakt, bo rozgrywałem swoje mecze na poziomie juniorskim czy we Francji.

W Enea Zastalu grałeś z bratem Janem. Czy na dłuższą metę taki układ działał czy jednak potrzebowaliście tego, by każdy poszedł w swoją stronę?

- Potrzebowaliśmy tego odłączenia. Gramy na podobnych pozycjach i każdy z nas musi myśleć o sobie, swojej karierze i rozwoju. Czasami bywały takie momenty, że bardziej myślałem o nim, jak mu pomóc na boisku, a nie o sobie. I to też działało w drugą stronę. Uznałem, że to jest ten moment, że trzeba pójść swoją drogą. Mamy ze sobą regularny kontakt, rozmawiamy codziennie, wymieniamy się różnymi spostrzeżeniami.

Często ludzie mylą Szymona z Janem Wójcikiem?

- Zdarzają się zabawne sytuacje, ale obaj podchodzimy do tego z dużym dystansem. Czasami jest tak, że podchodzi dziennikarz i prosi o wywiad, a ja mu zadaję pytanie: "chce pan rozmawiać z Szymonem czy Janem?" On odpowiada: "z Janem". Wtedy idę do szatni i wołam: "Jan, pan chce z tobą pogadać".

Jakie cele wyznaczył sobie Szymon Wójcik?

- Dążę do tego, by być w wąskim składzie reprezentacji Polski. To jest mój cel. Bardzo mi zależy na grze w kadrze. To jest ogromne wyróżnienie - coś, co mnie napędza do jeszcze cięższej pracy na treningach każdego dnia. Widzę swoje mankamenty w grze, chcę je poprawiać. Mam nadzieję, że w tym sezonie w barwach Grupa Sierleccy Czarnych pokażę swoją wartość i umiejętności. Nie ukrywam, że zależy mi też na tym, by w przyszłości grać poza granicami Polski w dużo mocniejszej lidze.

Czyli podążać drogą taty?

- Tak. To idealne sformułowanie. Chcę podążać drogą taty.