Lista aktualności

Koszykarski idol

Ostatnio gdzieś przeczytałem, że Dennis Rodman znów próbuje wrócić do zawodowej koszykówki.


Nie pamiętam w jakiej gazecie był ten artykuł, ale moja uwagę zwróciło zamieszczenie tej wiadomości nie w dziale sportowym, tylko raczej w „wydarzeniach towarzyskich” :) Postanowiłem więc, poświęcić jego, jakże barwnej osobie ;), mój kolejny wpis na blogu...

Każdy ze sportowców ma, lub miał, swojego idola. Swój niedościgniony wzór, który staje się inspiracją do dalszej pracy nad sobą. Wśród koszykarzy najczęściej taką osobą jest bez wątpienia Michael Jordan...

Ze mną jest trochę inaczej...oczywiście nie zaprzeczam, że Jordan był jednym z największych koszykarzy wszechczasów, ale ja od momentu kiedy zacząłem na poważnie trenować koszykówkę, swojego idola upatrywałem w kim innym...a mianowicie w Dennisie Rodmanie. Myślę, że nikomu nie muszę przedstawiać sylwetki Rodmana. Wszyscy pamiętają jego świetne występy, kolorowe fryzury i tatuaże kiedy grał w Chicago Bulls, razem z Jordanem, Pippenem i całą resztą...no właśnie. Ale nie o tego Rodmana mi chodzi...ja do dziś jestem pod wrażeniem jego gry za czasów występów w Detroit Pistons. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że są to dość odległe czasy i wtedy zupełnie inaczej wyglądała koszykówka ale moim zdaniem nie umniejsza to jego koszykarskiego geniuszu...

Bo tylko tak można go nazwać...mimo swoich dość słabych warunków fizycznych jak na power forwarda (200 cm wzrostu, a jak wiemy Amerykanie mierzą się w butach), był jednym z najlepszych obrońców i do dziś jest najlepszy w historii NBA jeśli chodzi o zbiórki.

Oglądając jego mecze z lat 1989-1990 (na starych VHS :), byłem pod ogromnym wrażeniem jego gry obronnej...i nie chodzi tu tylko o to, że równie dobrze potrafił wyłączyć z gry środkowych jak i rozgrywających, ale o jego umiejętność ustawiania się w obronie, przewidywanie posunięć przeciwnika...coś niesamowitego. Dwa razy z rzędu był wybierany najlepszym obrońcą w NBA.

Niektórzy zawodnicy nie lubią grać w obronie, bo wymaga dużo wysiłku i wolą oszczędzać siłę na aktywność po drugiej stronie boiska. On stworzył z tego elementu gry, jak sam mówi „sztukę”, i trudno się z nim nie zgodzić. Spowodował, że kibice zaczęli doceniać wartość graczy, którzy specjalizują się w roli defensorów.

Nie będę już wspominał o rekordach jakie ustanowił w liczbie zbiórek. Siedmiokrotnie zostawał królem NBA w tej kategorii. Moim zdaniem ciężko będzie komukolwiek poprawić ten wyczyn.

Przy tych wszystkich osiągnięciach może komuś umknąć, że Rodman był także aktywnym graczem ofensywnym, zdobywając prawie 10 pkt. w każdy meczu w tamtych latach. Właśnie dlatego tak bardzo szanuje i podziwiam tego zawodnika z tamtego okresu jego gry...

Oczywiście będę trzymał kciuki za jego udany powrót na koszykarskie parkiety i na pewno będę uważnie śledził przebieg dalszej kariery...

Mam jeszcze jednego koszykarskiego idola: Charlesa Barkleya...ale o nim może innym razem ;)