Energa Czarni - PGE Turów: Super skrzydłowi
fot. Łukasz Capar

,

Lista aktualności

Energa Czarni - PGE Turów: Super skrzydłowi

Dzięki trafiającym w ważnych momentach Krzysztofowi Roszykowi (16 pkt.) i Pawłowi Kikowskiemu (15) oraz świetnej defensywie Energa Czarni po raz drugi w tym sezonie, tym razem na własnym parkiecie, pokonali PGE Turów 83:70.

Morskie powietrze wyraźnie nie służy zawodnikom PGE Turowa, co już przed spotkaniem zauważyli dziennikarze Polskiego Radia Koszalin. Dotychczas tylko ze Starogardu Gdańskiego zgorzelczanie wracali z tarczą, ponieważ wyprawy do Sopotu, Koszalina, Kołobrzegu i czwartkowa do Słupska zakończyły się dla zespołu Jacka Winnickiego przegranymi. To była już druga wygrana Energi Czarnych z PGE Turowem w tym sezonie, a podobna sztuka udała się w tych rozgrywkach jedynie graczom Trefla.

Obie drużyny do czwartkowego meczu przystąpiły osłabione brakiem podkoszowych graczy. Gospodarze musieli radzić sobie bez swojego najlepszego strzelca z pierwszego spotkania obu drużyn. Zdobywca 19 punktów w pierwszej rundzie, David Weaver, na kilkanaście godzin przed meczem złapał rotawirusa.

- Mam nadzieję, że Dave nikogo nie pozaraża. Bardzo chciał dziś zagrać, to niezwykle ambitny chłopak. Gdy się dowiedział, że nie może wyjść na parkiet, to i tak postanowił przyjść na halę, choć bez żadnej dyskusji mógł pozostać w domu - wskazywał Dainius Adomaitis, trener Energi Czarnych.

Również z chorobą zmagał się Dallas Lauderdale. - Dallas także jest chory, jednak zdecydowaliśmy się go zabrać do Słupska, ponieważ gdyby była duża potrzeba to by dzisiaj zagrał. Jednak ostatecznie postanowiliśmy nie ryzykować - wyjaśnił Jacek Winnicki, szkoleniowiec PGE Turowa.

Goście tylko w pierwszej kwarcie byli w stanie realnie zagrozić Enerdze Czarnym. Kierowane do Johna Edwardsa piłki silny środkowy bez większych problemów zamieniał na punkty. Bardzo dobrze grą kierował Giedrius Gustas, a agresywna obrona zgorzelczan przynosiła efekty - przez pierwsze cztery minuty słupszczanie nie byli w stanie trafić z gry. Jeszcze na początku drugiej części meczu po trójce Ronalda Moore’a PGE Turów wygrywał 27:16 i wydawało się, że przejmie kontrolę nad spotkaniem.

Świetnie zaczęli grać jednak polscy skrzydłowi Energi Czarnych. Z dystansu trafiali Paweł Kikowski i Zbigniew Białek, a po serii punktów Krzysztofa Roszyka słupszczanie najpierw doprowadzili do remisu, a po chwili wyszli na prowadzenie. Wyraźnie widoczna była dysproporcja w oddawanych rzutach wolnych - po dwóch kwartach gospodarze mieli ich aż 18 (100 proc. skuteczności), natomiast zawodnicy PGE Turowa ani razu nie stawali na linii rzutów wolnych. - Rywale bardzo agresywnie bronili, a my staraliśmy się obrócić to przeciwko nim wymuszając faule i jak widać, udało się - wyjaśniał Paweł Kikowski.

- Trafiliśmy w sumie trzy rzuty więcej za dwa, w trójkach był remis, za to z linii rzutów wolnych mieliśmy aż o 19 mniej trafień od słupszczan. Ta różnica zadecydowała o tym, że przegraliśmy ten mecz. Niemniej jednak Energa Czarni wygrali zasłużenie. Nam brakowało momentami pełnego zaangażowania, choć może nie jest to najlepsze słowo. W drugiej kwarcie prowadziliśmy już 11 punktami, nie utrzymaliśmy tego i niestety agresywna obrona w końcówce i nasza pogoń nie przyniosły nam oczekiwanych rezultatów - podsumował spotkanie trener Winnicki.

Przed rozpoczęciem drugiej połowy gospodarze długo nie pojawiali się na parkiecie i rozgrzewali się przed drugą połową przez zaledwie dwie minuty. Nie zaszkodziło im to jednak w kontynuowaniu swojej skutecznej gry już na drugi kosz. Bardzo dobrze po obu stronach boiska grał Darnell Hinson, a przewaga Energi Czarnych systematycznie wzrastała. PGE Turów natomiast popadał w coraz większe kłopoty, gdy problemy z nadmiarem przewinień mieli podstawowi gracze - Kickert, Gustas, Wysocki, Jackson i Edwards.

Po trójce Pawła Kikowskiego na otwarcie ostatniej kwarty przewaga Energi Czarnych urosła do siedemnastu punktów i przed gośćmi stało niezwykle trudne zadanie. Ciężar gry wziął na siebie lider PGE Turowa Daniel Kickert, ale jego dwanaście punktów w tej części gry pozwoliło zgorzelczanom zbliżyć się do gospodarzy jedynie na siedem punktów. Słupszczanie do końca meczu starali się rozgrywać mądre, długie akcje, ale kiedy obrona rywali nastawiała się właśnie na takie zagrania, zdobywali szybkie punkty po dokładnych podaniach pod kosz. Energa Czarni kontrolowali spotkanie, mieli przewagę w zbiórkach i grali znacznie bardziej zespołowo (17 asyst przy 7 PGE Turowa).

- Chciałbym podziękować wszystkim naszym kibicom, naprawdę przy takim dopingu wspaniale nam się gra. Atmosfera w Gryfi bardzo dobrze wpływa na nasz zespół, wystarczy spojrzeć, jak nasi zawodnicy dziś sobie radzili. Moi gracze zrealizowali wszystko, o czym mówiliśmy na treningach, za co im dziękuję. Musieliśmy sobie radzić bez Weavera, mieliśmy problemy pod koszem, ale każdy dał z siebie jeszcze więcej niż zazwyczaj i wygraliśmy walkę o zbiórki. Z kolei w ataku świetnie, swobodnie dzieliliśmy się piłką. Widać było, jak nasz cały zespół czerpie radość z gry - powiedział Dainius Adomaitis.

W całym spotkaniu najskuteczniejszy z linii rzutów wolnych w lidze Darnell Hinson zanotował 12 takich trafień bez pomyłki i w sumie miał 18 punktów. Swój tegoroczny rekord punktowy wyrównał Krzysztof Roszyk, zdobywca 16 punktów, a równie dobre spotkanie rozegrał Paweł Kikowski - 15 pkt. Co ciekawe, drugi z nich w ostatnich ośmiu spotkaniach swojego zespołu trafił 17 z 25 oddanych rzutów z dystansu. Wśród zgorzelczan nie zawiódł jedynie Daniel Kickert, autor 23 punktów.