Anwil - Trefl (1:2): Przebudzony Dylewicz
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Anwil - Trefl (1:2): Przebudzony Dylewicz

Trefl Sopot wygrał trzeci mecz ćwierćfinału play-off TBL z Anwilem 79:75, dzięki czemu odzyskał przewagę parkietu w tej serii. 24 punkty dla zwycięzców zdobył Filip Dylewicz.

,

8:0 dla Trefla Sopot w pierwszych dwóch i pół minutach dogrywki zadecydowało o tym, że to sopocianie zwyciężyli trzeci mecz ćwierćfinałowej serii z Anwilem Włocławek. Goście nie pozwolili gospodarzom tego spotkania ani na sekundę rozwinąć skrzydeł w dodatkowym czasie gry i nawet trójka D.J. Thompsona na 44 sekundy przed końcem, która zmniejszyła straty włocławian do trzech punktów (72:75) niewiele zmieniła.

- Po porażce w Sopocie zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy wygrać choć jedno spotkanie we Włocławku. Udało się to już przy pierwszej próbie i niezwykle się z tego cieszymy. To napawa nas wielkim optymizmem i pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość - mówił po meczu bohater Trefla Sopot i kapitan tego zespołu Filip Dylewicz, który w całym spotkaniu zdobył aż 24 punkty.

Oba zespoły spotkanie to mogły zakończyć na swoją korzyść jeszcze w regulaminowym czasie gry, ale popełniły za dużo błędów i musiały walczyć w dogrywce. Trefl Sopot w osobie Dragana Ceranicia dwa razy fatalnie spudłował spod kosza, czym dał szansę na zwycięstwo Anwilowi. W odpowiedzi Chris Thomas popełnił błąd ośmiu sekund i to sopocianie mogli rozgrywać decydującą akcję niemal do ostatniej syreny. Skończyła się ona tym, że środkowy tego zespołu Dragan Ceranić musiał rzucał z dystansu, a piłka po jego próbie nie doleciała nawet do obręczy. Anwilowi pozostało 1,9 sekundy, ale Thomas znów się zagubił i ledwo wyrzucił piłkę z rąk.

Wyrównana końcówka może być wizytówką całego tego spotkania. Żaden zespół przez cały mecz nie potrafił wypracować sobie większej przewagi, a prowadzenie zmieniało się wielokrotnie. - Według mnie był to bardzo dobry mecz z obu stron, który nawet w statystykach pokazuje, że obie drużyny niewiele się różniły - mówił po spotkaniu trener Anwilu Emir Mutapcić.

Zarówno włocławianie, jak i sopocianie postawili na dobrą obronę. W pierwszej połowie Anwil zdobył 28 punktów, podczas gdy Trefl 27. Oprócz dobrej defensywy tak niski wynik wynikał także z dość sporej nieskuteczności. Anwil w całym meczu trafił tylko dwie trójki na aż 20 prób, a w pierwszej połowie wszystkie dziewięć takich rzutów nie znalazło drogi do kosza. - Tak fatalna skuteczność w rzutach z dystansu boli o tyle, iż większość z tych rzutów oddawaliśmy z czystych pozycji, które normalnie powinniśmy trafiać - dodawał trener Mutapcić.

Trefl próbując wyciągać wnioski z przegranej w drugim meczu zmienił swoją taktykę obronną. Świetnego w sopockich spotkaniach Andrzeja Plutę krył od początku Marcin Stefański, natomiast Łukasza Majewskiego - Adam Waczyński. Stefański dobrze radził sobie z Plutą, który długo nie mógł wskoczyć na swoje wysokie obroty. W pewnym momencie wydawało się, że Majewski będzie mocno korzystał na tym, iż pilnuje go słabszy fizycznie Waczyński, ale pod sześciu punktach z rzędu w pierwszej kwarcie skrzydłowy Anwilu jakby się zaciął i do końca meczu trafił jeszcze tylko raz.

- W pierwszej połowie manewr z pilnowaniem Andrzeja Pluty przez Marcina Stefańskiego funkcjonował doskonale. Miał problemy z trafianiem, a w Sopocie zniszczył wszystkich graczy, którzy go bronili. To było mądre posunięcie trenera i mam nadzieję, że będzie to działało także w czwartym meczu tej serii - chwalił pomysł swojego szkoleniowca skrzydłowy Trefla Filip Dylewicz.

Właśnie kapitan sopocian był bohaterem tego meczu. W dwóch pierwszych spotkaniach tej rywalizacji Dylewicz zdobył łącznie tylko 14 punktów i zaliczył serię dwóch meczów z rzędu, w których nie przekroczył nawet 10 punktów. Teraz przełamał się i 12 ze swoich 24 zdobytych punktów rzucił już pierwszej kwarcie. - Na pewno jest to dla mnie wielka ulga. Przez cały sezonie miałem tylko jedną tak słabą serię dwóch meczów i to troszeczkę mnie niepokoiło. Cieszę się, że odbudowałem się, gdyż potrzebowałem takiego spotkania, aby wrócić na ten swój właściwy tor i mam nadzieję, że dalszą fazę sezonu będę miał tak udaną jak ten mecz z Anwilem - mówił sam zainteresowany.

Anwil swoi teraz pod ścianą. Włocławianie są już tylko jeden mecz od zakończenia sezonu i aby myśleć o przedłużeniu walki o półfinał muszą wygrać czwarte spotkanie tej serii. - Musimy zapomnieć o tej porażce i być przygotowanym na mecz numer cztery. To jest rywalizacja play-off i nie mamy czasu na rozpaczanie - tłumaczył trener Mutapcić. - Jeśli przegramy to jest koniec sezonu. Nikt jednak nie przyjmuje tego do siebie. Wyjdziemy w środę po to żeby wygrać, broni nie składamy i mamy nadzieję, że pojedziemy na piąty mecz do Sopotu, aby awansować do półfinału - dodawał skrzydłowy Anwilu Bartosz Diduszko.

Czwarty mecz ćwierćfinałowej serii pomiędzy Anwilem Włocławek i Treflem Sopot zostanie rozegrany w środę 6 kwietnia o godzinie 19 w Hali Mistrzów we Włocławku.