Kosma Zatorski: Jak minęły Panu Święta?
Chris Burgess: Bardzo przyjemnie. Razem z całą rodziną spędziliśmy dwa dni w Berlinie i dwa w Paryżu. W Berlinie trochę z przymusu, ponieważ nasz lot do stolicy Francji był odwołany. W Paryżu, mimo srogiej zimy, dużo zwiedzaliśmy. Bardzo podobał mi się muzeum w Luwrze. Raz w życiu trafia ci się możliwość takiego spędzenia świąt, fajnie jest gdy możesz z niej skorzystać.
W Paryżu było zimno, ale w Zielonej Górze jest jeszcze gorzej. Jest Pan zaskoczony pogodą w Zielonej Górze?
- Wiedziałem, że nie będzie tu najcieplej. Utah też jest zimnym stanem, ale nawet tam nie ma tyle śniegu co tutaj [śmiech]. Do takiej zimy muszę się przyzwyczaić. Jest zimno, ale zarazem pięknie.
To idealna pogoda na narty!
- Zgadza się. Ja jednak wychowałem się w słonecznej Kalifornii i nigdy nie nauczyłem się jeździć na nartach. Za to moja żona i dzieci jeżdżą całkiem dobrze.
Pan za to całkiem dobrze gra w koszykówkę. Jest Pan liderem głosowania do Meczu Gwiazd. Jakie to uczucie?
- Na pewno sprzyja mi fakt, że wiele meczów Zastalu było pokazywanych w telewizji i internecie. Myślę jednak, że za moim głosami stoją przede wszystkim fani Zastalu. Oni są fantastyczni, najlepsi w Polsce.
A nagroda MVP rozgrywek. Jest Pan jednym z kandydatów.
- Jestem zdania, że nagrodę MVP powinien otrzymać gracz z którejś z czołowych drużyn rozgrywek. Może ktoś z drużyny Energi Czarnych Słupsk, Anwilu Włocławek czy Asseco Prokomu Gdynia. Nie ma co gdybać, bo przecież sezon jest dopiero w połowie [śmiech].
A w Zielonej Górze czuje się Pan popularny?
- Moje życie to koszykówka i rodzina. Nie robię poza tym zbyt dużo [śmiech]. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że ludzie rozpoznają mnie choćby w supermarkecie i krzyczą „Go Zastal!”. To oczywiście bardzo miłe uczucie. Czujesz, że jesteś w mieście, w którym ludzie doceniają naszą ciężką pracę, litry potu, które wylewamy na każdym treningu. Jak już mówiłem, mamy świetnych fanów. Dlatego tylko raz przegraliśmy do tej pory u siebie.
No właśnie bolączka zielonogórzan to wyjazdy. Z czego to wynika?
- Głównie z tego, że jesteśmy młodym zespołem. Może to publika gospodarzy wpływa na naszą grę. Nie gramy najlepszej koszykówki w czwartych kwartach. Zdajemy sobie jednak sprawę z naszych niedoskonałości. Wiemy, że teraz czekają nas ciężkie mecze wyjazdowe. Musimy się skupić na tym, by jak najwięcej wygrywać u siebie i starać się wydrapać zwycięstwo na wyjeździe. Jeżeli tak zrobimy, to będzie dobrze.
W Gdyni mamy jakiekolwiek szansę na zwycięstwo?
- Nigdy nie mów nigdy. Oni są świetnym zespołem, jednym z lepszych w Europie, choć nie poszło im w ostatnich rozgrywkach Euroligi. Wiemy, że będą chcieli wziąć rewanż za porażkę w Zielonej Górze. Musimy jednak grać swoje i być dobrej myśli.
Pański brat David ma duże szanse, żeby zostać w Zastalu. Jak się gra przeciwko niemu na treningach?
- Jest ciężko. Ale przecież oto chodzi! Jest silny, dużo się przepycha podobnie jak wielu wysokich w TBL. Staramy się, aby był w jak najlepszej formie, jeżeli zespół zdecyduje się podpisać z nim kontrakt. Na pewno przydałby się nam, jako gracz wchodzący z ławki, który dużo walczy pod koszem. Jest inny niż nasi podkoszowi. Jest o wiele większy, więc może dać dużo siły pod koszem.