Twardowski: Mamy play-off
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Twardowski: Mamy play-off

- Nie miałem nawet aż tak odważnych marzeń – mówi po pierwszej rundzie rozgrywek Andrzej Twardowski, prezes lidera Tauron Basket Ligi Energi Czarnych Słupsk.

Mateusz Bilski: Gdy spotkaliśmy się przed sezonem powiedział Pan, że patrząc przez pryzmat budżetu, Energa Czarni powinni zająć na koniec miejsce niezgorsze niż szóste. Pierwsza pozycja po pierwszej rundzie jest więc chyba zaskoczeniem?

Andrzej Twardowski: Przyznam się, że absolutnie nie spodziewałem się takiego wyniku. Idąc dalej, muszę przyznać, że nie miałem nawet tak odważnych marzeń. To niesamowite, że po pierwszej rundzie, z bilansem 10-1 jesteśmy liderem Tauron Basket Ligi.

Podczas tamtej rozmowy powiedział Pan również, że chciałby, aby Energa Czarni grali tak, jak Litwini na mistrzostwach świata. Chyba udało się to zrealizować?

- Można powiedzieć, że nasz zespół jest w pewnym sensie odzwierciedleniem kadry litewskiej. Nikt nie podejrzewał, że stać nas na aż tak dobrą grę. Drużyna jest świetnie dobrana, a jej siłą jest gra zespołowa. Funkcjonuje doskonała chemia, jeśli jeden zawodnik zdobywa punkty, to inni na ławce rezerwowych cieszą się tak, jak gdyby to oni je zdobyli. Wiele elementów składa się na to, że gramy tak dobrze, efektywnie i przy tym jeszcze szalenie efektownie, co jest bardzo przyjemne dla oczu naszych kibiców. Jesteśmy niewygodnym rywalem dla przeciwników, gramy szybką i pełną zwrotów akcji koszykówkę, naszymi atutami jest dobra obrona i wynikające z niej kontrataki. Choć każdy o tym wie, nie może znaleźć na nas recepty.

Kto jest ojcem sukcesów słupskiej drużyny?

- Oczywiście za sukcesy sportowe odpowiada w głównej mierze trener Dainius Adomaitis i jesteśmy bardzo zadowoleni z jego pracy. Drużyna ma świetne warunki do pracy, a mając takiego szefa, który prawidłowo wywiązuje się ze swoich obowiązków, musi dobrze funkcjonować.

Patrząc na bilans po pierwszej rundzie chyba trochę szkoda tej jednej przegranej w Gdyni.

- Byliśmy niezwykle blisko jedenastej wygranej, gdyż spotkanie w Gdyni przegraliśmy w ostatnich sekundach, trochę z naszej winy. Asseco Prokom nie wygrałby z nami, gdyby nie zawodnik, który wielokrotnie łamał taktykę - J.R. Giddens zdobywał punkty po indywidualnych akcjach i niemal w pojedynkę utrzymał swój zespół w grze. W końcówce świetnie zagrał Daniel Ewing, wziął odpowiedzialność na swoje barki, co spowodowało, że w ostatecznym rozrachunku Asseco Prokom miał o te zaledwie trzy punkty więcej.

Czy jest Pan w stanie szczególnie wyróżnić jakiegoś zawodnika po pierwszej rundzie?

- Nie chciałbym wskazywać na konkretnych graczy, gdyż każdy nasz zawodnik dobrze wykonuje swoją pracę, w konsekwencji czego lepiej funkcjonują pozostali koszykarze. Wszyscy nasi gracze utrzymują równy i solidny poziom, drużyna nie ma słabych punktów i dlatego rywale nie potrafią znaleźć na nas sposobu. Praca niektórych zawodników powoduje, że inni lepiej prezentują się w arkuszach statystycznych, ale to nie te cyfry są najważniejsze. Każdy gracz Energi Czarnych wnosi coś od siebie, wspaniale nimi kieruje sztab szkoleniowy, dzięki czemu idealnie funkcjonuje cały zespół.

Chciałbym przypomnieć, jak przed sezonem klub był krytykowany za niektóre transfery, a teraz z satysfakcją mogę przyznać, że to my mieliśmy rację. Doskonałym przykładem jest Jerel Blassingame, którego niektórzy zwalniali nawet po turnieju w Słupsku, ale życie dowiodło, jak bardzo się mylili. Niech MVP Energi Czarnych wybierają dziennikarze, a my będziemy spokojnie pracować dalej.

Niebagatelny wpływ na grę Energi Czarnych miało tez przyznanie Mantasowi Cesnauskisowi polskiego obywatelstwa.

- Mantas jest dobrym duchem zespołu. Jest odpowiedzialnym kapitanem drużyny, który doskonale wywiązuje się ze swojej roli. Jego polskie obywatelstwo znacznie wzbogaciło możliwości rotacyjne zespołu, dzięki czemu trener, dbając o wypełnienie przepisu o obowiązkowych dwóch Polakach na parkiecie, może wybierać takie ustawienia zespołu, by jego gra nic nie traciła na jakości i intensywności.

Na sukces klubu składają się także liczne działania nie związane ze sferą sportową.

- Przed sezonem zebrałem załogę i powiedziałem, że nie możemy siedzieć z opuszczonymi głowami i bez względu na wszystko z aktywnością przystępujemy do pracy na wielu frontach działalności klubowej. Dzięki temu wiele rzeczy udało nam się podnieść na wyższy poziom: mamy bardzo dobrze funkcjonującą stronę internetową, posiadamy wiele nowoczesnych rozwiązań ułatwiających pracę - np. dotyczących możliwości scoutingowych dla trenera, czy nową aparaturę do odnowy biologicznej - dobrze przygotowaliśmy Halę Gryfia do rozgrywek, wydzierżawiliśmy nowe kosze, jako pierwsi w lidze wzięliśmy w leasing diodowe bandy dynamiczne. Wracając do naszej strony internetowej, jesteśmy już po zaawansowanych rozmowach dotyczących tego, aby zacząć zarabiać przy jej wykorzystaniu. Chcemy wykorzystać jej potencjał.

Pozostając w temacie działań pozasportowych. Jak się Pan czuje w roli Taty Twardego? (zobacz film)

- Ten film został nakręcony w tajemnicy przed nami, w czasie, gdy wszyscy byliśmy zaangażowani w powstawanie kalendarza na 2011 rok. Wielkie ukłony należą się Małgorzacie Maciejuk z TV Słupsk, która zebrała wszystko w tak zgrabny materiał i ułożyła do tego ciekawą fabułę. Film zrobił małą furorę w Internecie, a z gratulacjami dzwonili do mnie nawet przedstawiciele koszykarskiego środowiska z innych krajów. Bardzo cieszy to, że nasza praca jest dostrzegana i przynosi efekty dla klubu, miasta i naszych sponsorów. Wszyscy czerpiemy z niej ogromną radość i satysfakcję.
 Gdy zobaczyłem siebie w trakcie projekcji filmu, byłem bardzo zaskoczony i nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Przy okazji na stronie PLK.pl pojawił się tajemniczy artykuł pod intrygującym tytułem „Słupscy gangsterzy”, który mógł wskazywać, że będą się pod nim ukrywały jakieś sensacyjne treści. Czekała tam jednak miła niespodzianka, czyli opisany kalendarz, zdjęcia i oczywiście film. Mam nadzieję, że teraz nasz gang, już na parkiecie i w pełni legalnie funkcjonujący, również będzie odnosił sukcesy (śmiech).

Ten sezon to także nowa jakość na trybunach słupskiej Gryfii, która dokłada się do ogólnego, tegorocznego sukcesu Energi Czarnych.

- To bardzo pozytywny aspekt. Już od kilku lat namawiałem kibiców do tego, aby założyli stowarzyszenie. Dzięki temu można z nimi współpracować jako z partnerem prawnym – podpisywać umowy, przekazywać darowizny, pomagać im. Przedtem nie było takich możliwości. Zorganizowana grupa kibiców przed sezonem zmieniła sektor, dzięki czemu jej objętość wzrosła ponad dwukrotnie. Wszystko zaczęło lepiej funkcjonować, kibice nawiązali współpracę z ubierającą koszykarzy firmą Hummel, jesteśmy na dobrej drodze do tego, by również Energa objęła ich swoim patronatem. Kibice odwdzięczają się bardzo głośnym dopingiem, urozmaiconymi oprawami meczowymi, co także tworzy bardzo pozytywny obraz klubu na zewnątrz. Nasi fani są niesamowici nie tylko na Gryfi, ponieważ nie było miasta, do którego by za koszykarzami nie pojechali w pierwszej rundzie, nie wyłączając nawet podróży w trudnych warunkach pogodowych do bardzo odległego Tarnobrzegu.

Jaki wpływ na drugą rundę rozgrywek może mieć aż dziesięć zwycięstw w pierwszej?

- To, co zdobyliśmy, jest już nasze i nikt nam tego nie odbierze. Z moich obliczeń wynika, że te dziesięć wygranych może już zapewnić nam udział w play-off. Nigdy bym nie przypuszczał, że w połowie sezonu będziemy mogli już być niemal pewni udziału w rozgrywkach posezonowych. Mając ten komfort będziemy myśleli o tym, by grać o jak najlepszą pozycję przed play-off, a nie sam udział w nim. Możemy więc wcześniej tworzyć plany przygotowań pod tę fazę rozgrywek. Spodziewamy się, że może przyjść kryzys w naszej grze, że przed play-off musimy dać naszym zawodnikom większe obciążenia i że może się to odbić na naszej postawie w sezonie zasadniczym. Dlatego musimy zrobić wszystko, by przejść przez ten okres możliwie bezboleśnie, jednocześnie przygotowując się do jak najlepszej gry już po II rundzie, by szczyt formy przyszedł na najważniejszą część - play-off.

Czy w Słupsku są planowane jakieś zmiany po otwarciu okienka transferowego?

- Mamy świadomość, że na rynku zawodniczym w Polsce nastąpią jeszcze spore zmiany. Zobaczymy, co stanie się z koszykarzami, którzy prawdopodobnie w styczniu opuszczą Asseco Prokom. Jednak zanim nowi zawodnicy wejdą w taktykę i zgrają się ze swoimi zespołami, minie trochę czasu. Chcielibyśmy, aby u nas nic nie musiało się zmieniać. Więc my nie czekamy wcale na otwarcie okienka transferowego, gdyż wyznaję zasadę, że „lepsze” jest wrogiem „dobrego”, a poza tym nie jesteśmy krezusem finansowym i w ramach naszego budżetu i tak robimy zdecydowanie więcej, niż by z niego wynikało. Poza tym posiadamy w zespole jeszcze sporo nieuwolnionego potencjału, wysocy Bryan Davis i Chris Oakes mają jeszcze spore rezerwy i na pewno przyjdą takie mecze, gdzie oni na swoje barki wezmą ciężar gry. Coraz lepiej gra także Hubert Pabian i z pewnością będzie otrzymywał kolejne szanse od trenera, a Patryk Przyborowski dorasta wraz z zespołem, ma dobrych nauczycieli i przez ten rok może dokonać bardzo dużego postępu, który zaprocentuje na przyszłość.

Czy zawodnicy mogą skupić się tylko na sprawach sportowych, nie musząc się martwić o te finansowe?

- Nie ukrywam, że nie jest lekko. Końcówka roku zawsze wiąże się z dodatkowymi trudnościami, gdyż część naszych sponsorów zmuszona była przesunąć niektóre przelewy do przyszłorocznego harmonogramu. Dodatkowo nasze wygrane również są bardzo kosztowne, gdyż zawodnicy za każde zwycięstwo dostają premię, a nikt nie był  wstanie przewidzieć, że w pierwszej rundzie będzie ich aż dziesięć! (śmiech). Możemy mieć więc niewielkie problemy z tym, aby zawsze zdążyć z wypłatą wynagrodzenia na czas, jednak na pewno na koniec sezonu wszystko będzie rozliczone zgodnie z planem - łącznie z premiami nawet w przypadku zdobycia medalu.

Przed sezonem mówił Pan, że po cichu liczy na medal. Czy nadal utrzymuje Pan to „po cichu”?

- Przy takim wyniku w pierwszej rundzie liczenie na medal po cichu może być odczytywane jako nadmierna asekuracja, ale niemniej w życiu trzeba mieć pokorę. Na koniec sezonu lepiej się przyjemnie zaskoczyć, niż nieprzyjemnie rozczarować.

Czyli Energa Czarni grają o medale, ale nikt tego od zawodników wprost nie wymaga?

- Zawodnikom dziś nie trzeba stawiać żadnych wymagań, ponieważ wszyscy chcą osiągnąć wspólny sukces. Są dobrze umotywowani, nawzajem sobie pomagają i każdy z nich ma w swojej głowie jasno wyznaczony cel - być jak najwyżej. Z tego co widzę, nasi koszykarze mają świadomość olbrzymiej szansy, może nawet niepowtarzalnej. Wiedzą, że nie mogą jej zmarnować.