,

Lista aktualności

Sanacyjne marzenia

W poprzednim felietonie sporo było o zdrowiu i na koniec roku mam ochotę w tym klimacie się utrzymać.

,

Rzecz co prawda bardziej dotyczy tytułowego uzdrawiania a konkretnie zbawienia i innych szamańskich zabiegów wokół polskiej koszykówki ale – przyznacie – blisko, przynajmniej brzmieniowo, jest.

Nie ukrywam, że trudno mi tak naprawdę pisać o trenerach, ale skoro podjąłem się sanacyjnych wątków, to uznałem, że najważniejszym z nich jest wątek polskich szkoleniowców, którzy niby są, ale – jak wynika z medialnego szumu – jacyś tacy do bani. Jest jazzy pisać o polskich trenerach, że są be.

Nagle – według jednego z najpoczytniejszych i poważnych dzienników polskich – okazuje się, że Polakami mogą i potrafią zarządzać (czytaj: wziąć za pysk) tylko cudzoziemcy. Pod butem Lozano, Beenhakkera polscy gracze stają się europejscy, ba nawet światowi. Typowa, plebejska, czołobitna postawa polska – wszystko co obce świeci pełnym blaskiem a właśnie jawi nam się jako szare i nijakie.

Nie odbierając aktualnych oczywiście zasług wymienionym Panom warto pamiętać, że Raul Lozano musi jeszcze trochę antyszambrować w przedsionku zanim dołączy do Wielkiego Maga Skutecznego Zarządzania Polakami (WMSZP) – Huberta Wagnera, że Leo Beenhakker zanim się znajdzie w elitarnym gronie wielkich polskich trenerów: Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka czy Jacka Gmocha, a także Jerzego Engela i Pawła Janasa, musi najpierw awansować do finałów ME. Że wreszcie Andrej Urlep w Hiszpanii w najbliższych ME powinien awansować z grupy, żeby zbliżyć się do osiągnięć Eugeniusza Kijewskiego, Jerzego Świątka, nie mówiąc już o legendarnym Witoldzie Zagórskim.

Jak widać z przytoczonych tu postaci polskiej myśli trenerskiej, nawet na tej jałowej wydawałoby się polskiej glebie rodzą się wybitni ludzie – nadzieja zatem jest. Co z tym kłopotem pozornym, brakiem polskich fachowców, zrobić? Spokojnie, nie jestem besserwisserem – wszystkowiedzącym mędrkiem, nie zamierzam nikogo pouczać ani dawać dobrych, jedynie słusznych rad, raczej tylko kilka sugestii do zastanowienia się.

Po pierwsze i ostatnie – w tym felietonie – organizacja. Jak by nie było, jesteśmy na stronie PLK, więc moje słowa kieruje głównie do prezesów klubów Dominet Bank Ekstraligi. Warto przeanalizować budżety klubowe, żeby znaleźć rezerwy finansowe na zatrudnienie dyrektorów sportowych, bo taka funkcja to obecnie rzadkość.

Do ich zadań należałoby, oprócz naboru graczy, także dobór kadry trenerskiej. I mam na myśli nie tylko głównych trenerów, ale także ich asystentów. Doskonale wiem, że to szalenie delikatna sprawa, ale jeżeli chcemy coś uzdrowić, dajmy szansę młodym polskim adeptom - jeżeli musi już być trener główny z zagranicy – sztuki trenerskiej. Niech się uczą od nich – brawo Bergson Śląsk i Andrzej (!), buczenie dla Turowa i Anwilu.

Warto pamiętać o starej zasadzie wolnorynkowego systemu: żeby wyjąć trzeba włożyć. Zamiast zatrudniać cudzoziemskich asystentów – nie wierzę, że pracują za fistaszki – dajmy zarobić młodym Polakom i każmy się za zarobione pieniądze kształcić na zagranicznych, a jakże, stażach czy klinikach. Uważny czytelnik zauważy istotne sprzeczności w tym akapicie, nie zapominajmy jednak, iż harmonia przeciwieństw jest napędem rozwoju.