Zespół gospodarzy ogromny potencjał pokazał już na początku spotkania - po wsadzie Jamesa Augustine’a prowadził już 13:6, a później tylko powiększał prowadzenie. Gdy tylko PGE Turów zbliżył się na pięć punktów, to trójkę trafił Sergey Monya i rosyjski zespół znowu kontrolował grę.
Sytuacja wyglądała bardzo podobnie w drugiej kwarcie. Kiedy po trafieniu Davida Jacksona zgorzelczanie przegrywali tylko czterema punktami, trafienie Kelvina Riversa z dystansu ponownie dawało bezpieczny dystans Chimkom.
Gospodarze definitywnie uciekli polskiemu zespołowi w trzeciej części meczu. Pięć punktów z rzędu Petteri Koponena oznaczało, że Rosjanie wygrywali już 49:34. Od tego momentu PGE Turów nie potrafił już w żaden sposób zagrozić zespołowi trenera Rimasa Kurtinaitisa.
Zespół Chimek Moskwa miał ogromną przewagę w asystach (30:10), a także znacznie lepiej rzucał z dystansu (11 trójek) oraz za dwa punkty (64 proc. skuteczności). W zespole PGE Turowa zabrakło Vukasina Aleksicia.
Chimki Moskwa - PGE Turów Zgorzelec 91:72 (22:16, 19:18, 29:21, 21:17)
Chimki: Koponen 20, Monya 17, Zhukanenko 16, Rivers 8, Vyaltsev 8, Loncar 7, Augustine 6, Nielsen 5, Dudu 2, Planinić 2, Fridzon 0, Khvostov 0
PGE Turów: Jackson 11, Micić 11, Cel 10, Kulig 10, Zigeranović 10, Opacak 7, Chyliński 5, Stelmach 5, Wichniarz 3