Parzeński: Zawiedliśmy totalnie
fot. Patryk Pindral/PBG Basket Poznań

,

Lista aktualności

Parzeński: Zawiedliśmy totalnie

- Był moment, zdaje się osiem minut przed końcem, kiedy wygrywaliśmy ośmioma punktami. Potem jakieś rozluźnienie, rozkojarzenie, też krótka ławka. Ciężko mi teraz powiedzieć na gorąco, ale po prostu zawaliliśmy totalnie - mówił po spotkaniu z Siarką Jezioro środkowy PBG Basketu Jakub Parzeński.

,

Przemysław Borycki: Wasza podróż powrotna na pewno będzie smutna. Na pewno liczyliście na zwycięstwo w Tarnobrzegu, jednak się nie udało.

Jakub Parzeński: Tak zakładaliśmy. Tym bardziej, że w pierwszym meczu w Poznaniu udało nam się wygrać zdecydowanie z zespołem Siarki. Kontrolowaliśmy ten mecz cały czas. Tutaj - nie wiem. Był moment, zdaje się osiem minut przed końcem, kiedy wygrywaliśmy ośmioma punktami. Potem jakieś rozluźnienie, rozkojarzenie, też krótka ławka. Ciężko mi teraz powiedzieć na gorąco, ale po prostu zawaliliśmy totalnie.

Trener Siarki Jezioro po meczu powiedział, że to był taki mecz na przetrzymanie. Czego zabrakło dzisiaj, aby wygrać?

- Wydaje mi się, że w końcowych akcjach zabrakło pchania piłki pod kosz, pod dziurę, żebyśmy kończyli. Do Damiana albo Mateusza, żebyśmy grali z low postu. Nie wpadały nam te rzuty Jacka Sulowskiego czy Niksy Nikolicia. Nie trafialiśmy po prostu za trzy i powinniśmy pchać piłkę pod kosz i wymuszać faule. Tym bardziej, że Przemek Karnowski miał tych fauli chyba cztery. Gdyby zszedł, to byłby większy luz pod tym koszem.

W końcówce zabrakło też chyba trochę cwaniactwa? Wkradła się w Waszą grę nerwowość.

- Zabrakło cwaniactwa, ale była też dobra obrona Siarki w końcowych fragmentach. To zadecydowało o tym, że po prostu nie udało nam się tutaj wygrać. Ale głowa do góry. Teraz są Święta. Trzy dni przerwy i wracamy do gry.

Problemem była również, podobnie zresztą jak w drużynie Siarki Jezioro, wąska rotacja. Podstawowi zawodnicy grali po trzydzieści kilka minut. Może na końcu zabrakło sił? Nie boi się Pan, że podobnie może być w następnych meczach?

- Może i tak, ale teraz nie gramy systemem środa-sobota, tylko sobota-sobota. Jak wiadomo trudno to przeskoczyć. Jak jeden zawodnik grałby trzydzieści kilka minut w środę i potem tak samo w sobotę, to wiadome, że jest ciężko. Ale to pytanie do trenera, dlaczego nie było większej rotacji.

Trzeba przyznać, że dzisiaj trener z Pana także mało korzystał na parkiecie. Zagrał Pan niecałe trzy minuty. Z czego to wynika?

- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. To już proszę się spytać trenera. Wiadomo, była chęć do gry. Co prawda dwie, trzy akcje na początku mi nie wyszły. To nie znaczy, że jakbym wyszedł w następnej, za pięć czy dziesięć minut, to nie przełamałbym się. Ciężko mi teraz powiedzieć, co by było. Nie ma co gdybać. Głowa do góry.

W ostatnich dwóch, trzech minutach, kiedy traciliście przewagę trener Milija Bogicević prosił o przerwy. Co wtedy Wam mówił? Czy rozrysowywał Wam jakieś konkretne akcje? Czy ogólnie mobilizował do lepszej gry?

- Mieliśmy rozrysowane akcje specjalnie, aby rzucić za trzy, bo było tam trzy czy cztery punkty różnicy. Żebyśmy spróbowali dojść. Nie trafialiśmy, trudno.

Jak Pan będzie spędzał Święta? Mimo meczów co 3-4 dni, chyba uda się znaleźć czas na spotkanie z rodziną?

- Nie zostaję w Poznaniu, jadę do rodziny do Ostrowa Wielkopolskiego. Spędzę te święta spokojnie. Podjem trochę, nabiorę troszeczkę masy. Tak więc dwa dni wolnego, a potem znów ciężkie mecze.

Na co PBG Basket liczy w tym sezonie? Wydawało się, że drużyna będzie walczyła o nie zajęcie ostatniego miejsca w tabeli. Jednak ostatnie mecze pokazały, że drużyna może grać o coś więcej.

- Mamy ochotę na play-off. Ta liga jest naprawdę taka, że Trefl, Turów, Anwil, Czarni, to są drużyny silne. Ale każdy patrzy na play-off. Każdy może wygrać z każdym. Będziemy robić co w naszej mocy. Nie ma się co załamywać. Jest jeszcze bardzo dużo meczów.