Przed ŁKS - Siarka Jezioro: Powrót do domu
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Przed ŁKS - Siarka Jezioro: Powrót do domu

Po serii meczów wyjazdowych zakończonej jednym spektakularnym zwycięstwem oraz dwoma kompromitującymi porażkami koszykarze ŁKS znowu wystąpią przed własną publicznością. W 11. kolejce Tauron Basket Ligi ich rywalem będzie opromieniona zwycięstwem z AZS Politechniką Warszawską drużyna Siarki Jezioro Tarnobrzeg. Mimo tego, że oba zespoły okupują dolne rejony tabeli to ich szybka, efektowna gra może być gratką dla kibiców.

,

Zarówno łodzianie jak i tarnobrzeżanie słabo rozpoczęli tegoroczne rozgrywki, wygrywając zaledwie 5 z 17 rozegranych spotkań. Siarce Jezioro udało się to, co nie powiodło się koszykarzom ŁKS. Zespół z Tarnobrzega wykorzystał bowiem kryzys Polpharmy Starograd Gdański oraz Śląska Wrocław i zwycięsko zakończył konfrontacje z tymi zespołami. Trzecie zwycięstwo tarnobrzeżan przyszło we wspomnianym spotkaniu z AZS Politechniką, choć po meczu trener zespołu Dariusz Szczubiał bardzo narzekał na grę drużyny. - Poziom gry na meczu w porównaniu z tym co drużyna robi na treningach, to są dwie różne twarze zespołu. Chwała, że wygraliśmy, ale 20 strat w lidze zawodowej to ja już czegoś takiego nie pamiętam - komentował po meczu trener.

Jeszcze mniej do powiedzenia po ostatnich spotkaniach zespołu ma szkoleniowiec gospodarzy Piotr Zych. O ile klęski w hali niepokonanego w tym sezonie PGE Turowa można się było spodziewać, tak rozmiary porażki w Koszalinie muszą budzić niepokój. - Byliśmy dzisiaj tłem dla AZS Koszalin. Drużyna zaprezentowała bardzo wysoką skuteczność i była w każdym elemencie lepszym zespołem - mówił na konferencji prasowej Zych.

Słowom trenera wtórował skrzydłowy ŁKS, Filip Kenig. - Nie da się wygrać meczu kiedy się nie broni i nie trafia do kosza i to dzisiaj okazało się prawdą. Nie wiem co się z nami stało, ale wyglądało to tragicznie w dzisiejszym meczu. Najbardziej mnie jako zawodnika boli, że poddaliśmy się dzisiaj - tłumaczył Kenig.

Druzgocące porażki w dwóch ostatnich spotkaniach sprawiły, że mało kto w ŁKS pamięta o efektownym zwycięstwie w Zielonej Górze, gdzie łodzianie po dogrywce pokonali faworyzowany Zastal 104:103. Spektakularne zwycięstwa (z Anwilem i Zastalem) i długie serie porażek. Jaka jest zatem prawdziwa siła ŁKS? - Myślę, że coś po środku - mówi kontuzjowany kapitan zespołu Piotr Trepka. - Wiadomo, że mecz z Anwilem był naszym super meczem i tak grać na pewno nie będziemy w każdym spotkaniu i z tym trzeba się pogodzić. Myślę, że te porażki, które później przyszły też nie są do końca naszym obliczem. Co najmniej dwa lub trzy z tych spotkań powinniśmy byli wygrać.

Czy powrót do Łodzi, wsparcie wiernych kibiców oraz relatywnie słabszy przeciwnik pozwolą łodzianom odnieść trzecie zwycięstwo w sezonie? Przeszkodą ku temu będą zapewne kontuzje, które trapią zespół beniaminka. Kluczowy dla ofensywnych rozwiązań zespołu rzucający wysoki skrzydłowy Marcin Salamonik wystąpił tylko w dwóch pierwszych meczach ŁKS i choć wrócił do treningów, to jego występ w niedzielę stoi pod znakiem zapytania. Również Trepka, rezerwowy rogrywający drużyny nadal leczy kontuzję której nabawił się w meczu ze Śląskiem Wrocław.Trzecim niedysponowanym graczem z podstawowej rotacji zespołu jest młody niski skrzydłowy Bartłomiej Bartoszewicz.

Nieobecność tych zawodników ma ogromny wpływ na aktualne problemy zespołu. Trepka i Bartoszewicz mogliby bowiem odciążyć słabo ostatnio grających Amerykanów: B.J. Holmesa i Jermaine'a Malletta. Dotychczasowi liderzy zespołu skompromitowali się w Koszalinie trafiając łącznie raptem 3 z 20 rzutów z gry. Gdzieś zginęła także obrona ŁKS, którą drużyna wywalczyła sobie awans do TBL. W trzech ostatnich spotkaniach łodzianie tracili średnio przeszło 101 punktów, a dając sobie zaaplikować 109 w Koszalinie ustanowili niechlubny rekord tego sezonu w liczbie straconych punktów.

Problemy defensywne ŁKS mogą być wodą na młyn ofensywnie usposobionych tarnobrzeżan. Piąty atak Tauron Basket Ligi - średnio 81.1 punktów na mecz - napędza tercet amerykańskich obrońców: J.T. Tiller, LaMarshall Corbett, Josh Miller. Wszyscy trzej zdobywają średnio ponad 12 punktów. Każdemu z nich udało się już w tym sezonie zdobyć co najmniej 20 w jednym meczu. Trio Amerykanów, świetnie funkcjonujących w charakterystycznym dla trenera Szczubiała swobodnym ataku wspomagają Polacy, na czele z Wojciechem Baryczem i Przemysławem Karnowskim.

Pierwszy z nich, jeszcze kilka lat temu był postrzegany jako wielki talent polskiej koszykówki. Potwierdzeniem tego był kontakt ze słynnym Benettonem Treviso, który słynął z pracy z utalentowaną młodzieżą. Choć jego kariera nie rozwinęła się tak jak przypuszczano, Barycz jest solidnym punktem zespołu z Tarnobrzega dostarczając w każdym spotkaniu prawie 10 punktów i 4 zbiórki. Koszykarz zdaje sobie sprawę z niedoskonałości drużyny. - Bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Na treningach wychodzi nam to zdecydowanie lepiej. Teraz kolejny mecz w Łodzi, mam nadzieję, że również wygramy to spotkanie - komentował Barycz po spotkaniu z AZS Politechniką Warszawską.

Baryczem w wersji 2.0 można bezsprzecznie nazwać Karnowskiego - osiemnastoletniego, mieżącego 214 cm wzrostu centra, który obok Mateusza Ponitki stał za ostatnimi sukcesami młodzieżowych reprezentacji Polski. Jego konfrontacje z podkoszową ostoją ŁKS - Kirkiem Archibequem będą zapewne ozdobą spotkania. Poza wyżej wymienionymi warto również zwrócić uwagę na niskiego skrzydłowego gości Marka Piechowicza. Gracz, który w zeszłym sezonie reprezentujac barwy MKS Dąbrowa Górnicza toczył z łodzianami pojedynki o awans do TBL, zadomowił się w pierwszej piątce Siarki Jezioro, grając przeszło 30 minut w każdym spotkaniu.

Spotkanie ŁKS Łódź - Siarka Jezioro Tarnobrzeg rozegrane zostanie w niedzielę, 13 listopada o godzinie 18:00 w łódzkiej hali Atlas Arena.

Powiedzieli przed meczem:

Nicchaeus Doaks, skrzydłowy Siarki Jezioro: Jedziemy do Łodzi po zwycięstwo. Jeśli od pierwszej minuty zagramy skoncentrowani i nie popełnimy tylu strat, co w poprzednim meczu, to myślę, że stać nas na zwycięstwo tam. Zagrałem w czwartek tylko 13 minut. To była decyzja trenera i nie ma co tego komentować. Ważne, że wygraliśmy ten mecz i w dobrych nastrojach przystąpimy do następnego.