Gortat: Pluta jest wielką legendą
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Gortat: Pluta jest wielką legendą

Wielka legenda polskiej koszykówki - Andrzej Pluta - zakończył swoją wspaniałą karierę. Jednym z tych, którzy pojawili się na meczu pożegnalnym tego zawodnika był koszykarz Phoenix Suns - Marcin Gortat, który opowiada o swoich kontaktach z Andrzejem Plutą i wrażeniach z jego święta we Włocławku.

,

Jacek Seklecki, Michał Fałkowski: Chciał Pan specjalnie podziękować Andrzejowi Plucie za jego wspaniałą karierę i stąd pojawienie się we Włocławku?

Marcin Gortat: Chciałem podziękować Andrzejowi za wszystko to, co zrobił dla polskiej koszykówki. Przez te wszystkie lata kariery oddał swoje serce i ciało tej dyscyplinie sportu, a także kibicom we Włocławku i w całej Polsce. Myślę, że zrobił coś niesamowitego. Jest wielką legendą polskiej koszykówki i może być stawiany w jednym rzędzie z wielkim Adamem Wójcikiem. Mam do niego ogromny szacunek za to jakim był człowiekiem i jakim kapitanem i liderem na parkiecie. Wielokrotnie rozmawiał ze mną podczas zgrupowań kadry narodowej, kiedy byłem młodszym zawodnikiem, który dopiero co przebijał się do dorosłej koszykówki. Andrzej miał i ma w dalszym ciągu wpływ na wielu graczy, którzy trenują koszykówkę. Jest dla mnie wielki, mam nadzieję, że o tym wie. Teraz pozostało mu delektowanie się całą karierą, spędzanie całego czasu z rodziną i poświęcanie się życiu rodzinnemu i prowadzeniu domu. Jeżeli tylko będzie jakaś potrzeba pomocy to jestem do jego dyspozycji, może do mnie zadzwonić. Myślę, że wstępnie możemy zaplanować różne koszykarskie akcje, które za rok będziemy razem tworzyć.

Mówi Pan, że Andrzej Pluta to wielki zawodnik i wielki człowiek. W takim razie jak oddziaływał bezpośrednio na Pana i czy pamięta Pan pierwsze spotkanie z nim.

- Pierwszego spotkania dokładnie nie pamiętam, ale na pewno w pamięci utkwiła mi sytuacja, gdy podczas jednego ze zgrupowań kadry, wróciłem do hotelu po kolacji z przyjacielem spóźniony ok. 15 minut. Tak się złożyło, że na korytarzu dostrzegł mnie właśnie Andrzej i zdecydowanym tonem zapytał dlaczego jestem tak późno. Ja zacząłem się tłumaczyć, że było to spowodowane spotkaniem z przyjacielem, z którym grałem w młodości. Andrzej przestrzegł mnie tylko przed tym, abym następnym razem już się nie spóźniał, ponieważ jesteśmy całością i tworzymy monolit. Słowa te pamiętam do dziś i do dziś powtarzam je wielu innym młodym graczom, czy to w NBA, czy kiedyś w lidze niemieckiej.

Jakiego Andrzeja Plutę Pan zapamiętał?

- Był to wielki lider. Nigdy nie dyskutował z sędzią, ani z trenerem. Zawsze wyciągał wnioski po swoich błędach, dzięki czemu był wielkim liderem na parkiecie. W czasach gdy ja z nim grałem, wielokrotnie podpowiadał mi na parkiecie co mam robić, radził jak kapitan, nigdy się nie wywyższał, ani nie pokazywał, jakim był wspaniałym koszykarzem. Czyny mówiły za niego. Był przede wszystkim bardzo inteligentną osobą i człowiekiem wielkiej klasy. To pokazał wielokrotnie grając przez tyle lat na najwyższym poziomie. Nigdy nie pękał.

Bez rad Andrzeja Pluty Marcin Gortat grałby dziś w NBA?

- Myślę, że grałbym w NBA, ale być może nie byłbym tak zdyscyplinowanym koszykarzem jakim jestem. Kto wie, czy w swojej karierze nie miałbym jakiś głupich wyskoków, ani czy nie zrobiłbym jakiejś głupiej rzeczy, na której byłbym złapany. Uważam, że jego rozmowy w czasie, kiedy grał w kadrze i ja w niej byłem, lub bez gry stawiałem się by spotkać się z kolegami, były dla mnie miłe i bardzo ważne. W tamtych czasach on był wielką gwiazdą, do dziś nią jest, ja wtedy nawet nie grałem w pierwszej piątce i mimo to zawsze miał czas by ze mną, czy kimkolwiek innym porozmawiać i przekazać swoje cenne rady.

O Andrzeju Plucie zawsze mówiło się, że jest tytanem pracy, podobnie jak teraz mówi się o Panu. To dzięki Andrzejowi doszedł Pan do wniosku, że tylko ciężką pracą może dojść do czegoś?

- Andrzej był kolejną osobą, która pokazała mi, że tylko ciężką pracą dochodzi się do sukcesu. Tak jak już powiedziałem - Andrzej nigdy na nic nie narzekał, a zawsze dawał z siebie 100 procent i robił wszystko co w jego mocy, by wygrać spotkanie i mieć znaczący udział w tym zwycięstwie. Każdy zawodnik ma jakieś swoje zalety, walory. W jego przypadku po prostu lepiej było dla obrońcy, żeby stał przy nim bardzo blisko, bo jeśli złapał swój rytm, piłka seriami wpadała do kosza i myślę, że nie znam takiej osoby, która umiałaby go zatrzymać. Jego rzuty były niesamowite i jako strzelec był najlepszy w historii polskiej koszykówki, a myślę, że w pewnym okresie był również jednym z najlepszych strzelców w Europie. Wielki szacunek dla niego za to, co robił.

Dzisiaj razem możecie stworzyć coś wspólnego w kontekście campów, w kontekście pracy z młodzieżą. Myśli Pan, że Andrzej Pluta to idealny człowiek do tego typu projektów?

- Wiem jedno - nie ma lepszego kandydata od niego. Myślę, że pewnego dnia odezwę się do niego w tej kwestii, wówczas spokojnie porozmawiamy sobie o tym. Teraz jednak nie chcę o tym mówić za wiele, bo dzisiaj było święto tylko Andrzeja i nie chcę by pojawienie się Marcina Gortata rozmazało jakoś ten obraz, dlatego te sprawy odkładam na później. Oczywiście mam pomysł by zaprosić go na jakieś campy, by pojeździł ze mną po Polsce. Myślę, że to będzie wielka frajda zwłaszcza dla dzieci. Jednocześnie również ja jestem gotowy by mu pomagać i jeśli tylko poprosi mnie kiedykolwiek bym zjawił się u niego w szkółce, czy wziął udział w jakichś projektach, które będzie chciał zrealizować, zrobię to bez wahania.

A jak podobała się Panu otoczka pożegnalnego spotkania Andrzeja Pluty? Myślał Pan sobie w trakcie, że za kilkanaście lat chciałby gospodarzyć podobnej imprezie?

- Nie ukrywam, że trochę myślałem o tym. Zresztą bardzo dużo ludzi zadało mi właśnie to pytanie ale... chyba jest jeszcze za wcześnie by o tym mówić. Mam za dużo rzeczy w głowie, za dużo projektów, za dużo pomysłów, które chciałbym  zrealizować i myślenie na ten temat, jak będzie wyglądał mój mecz pożegnalny jest chyba nie do końca dobre. Generalnie trenowaliśmy z Andrzejem w nieco innych latach, na chwilę obecną takie mecze są dość częste, ale może jak ja skończę karierę będzie inny trend i pojawią się nowe pomysły, nowe imprezy? Na pewno nie chcę kończyć kariery przed osiągnięciem jakiegoś sukcesu.

A który element z całej otoczki wokół spotkania zapadnie Panu najgłębiej w pamięć?

- Na pewno doping kibiców. Myślę, że od fanów Anwilu wielu może uczyć się jak kibicować. Ja taki doping widziałem po raz pierwszy i nie mówię tego z przesadą, choć jako zawodnik grałem przecież np. w meczach reprezentacji Polski. Ten sektor kibiców, który nie ustaje w dopingowaniu przez cały mecz i ma jeszcze swojego herszta, który wszystko napędza jest po prostu niesamowity. Naprawdę było mi bardzo miło w Hali Mistrzów, gdy na moje wejście dla parkiet kibice zareagowali brawami. Cieszę się, że jestem sympatycznie zapamiętani we Włocławku.