,

Lista aktualności

Wielkie granie we Włocławku

Anwil Włocławek nie mógł sobie wybrać lepszego momentu na renesans formy. Fenomenalna pierwsza kwarta, emocje przez cały mecz i wielkie zwycięstwo włocławian nad Prokomem Treflem Sopot 77:68. A to wszystko w harmonii z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy

,


Anwil Włocławek nie mógł sobie wybrać lepszego momentu na renesans formy. Fenomenalna pierwsza kwarta, emocje przez cały mecz i wielkie zwycięstwo włocławian nad Prokomem Treflem Sopot 77:68. A to wszystko w harmonii z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy

To, co wyczyniali w pierwszej kwarcie koszykarze Anwilu dziwiło nawet ich najbardziej optymistycznych kibiców. Jak profesor grał Brent Scott, który był centralnym punktem włocławskiej ofensywy. Doświadczony Amerykanin zdobył 9 punktów, czterokrotnie zebrał piłkę z tablic i niemal za każdym razem udawało mu się albo zdobyć punkty, albo podać do wbiegających w pole trzech sekund kolegów (3 asysty). Po sześciu minutach Anwil prowadził 21:4, a sopocianie nie mieli innego pomysłu na grę, niż chaotyczne rzuty za trzy.

Piętnastopunktowe prowadzenie włocławianie utrzymywali przez większość drugiej kwarty, momentami powiększając je do jeszcze wyższych rozmiarów. Kiedy do Scotta dołączył Ignerski, Anwil wygrywał już nawet 40:18. Urlep zaryzykował nawet grę 18-letnim Kamilem Michalskim, który bez respektu dla Tomasa Pacesasa i Chrystiana Dalmau kierował grą wicemistrzów Polski.

Po przerwie gra się wyrównała, a rutynowani sopocianie zmienili taktykę – mniej było rzutów za trzy, więcej wejść pod kosz. Sprawy w swoje ręce wziął Portorykańczyk Christian Dalmau, który nie oglądając się na kolegów grał od kosza do kosza i niwelował straty. Prokom nie odpuszczał i wydawało się, że końcówka może być nerwowa. Po trójce Jagodnika Anwil prowadził już tylko 69:61. W kolejnych minutach sopocianom zabrakło konsekwencji, zamiast próbować wykorzystać Michaela Andersena z zatrzymaniem którego gospodarze mieli najwięcej problemów, starali się rzucać z dystansu, co nie przyniosło im oczekiwanego skutku. Słaba, bo zaledwie dwudziestoprocentowa skuteczność w rzutach z dystansu sopocian (5/25 za 3- 20%) złożyła się na to, że Anwil mógł kontrolować końcówkę.

Włocławianie świetnie dzielili się piłką i znokautowali sopocian w pierwszych dwóch kwartach. Potem zespół Andreja Urlepa stracił parę, ale umiał utrzymać przewagę, bo grał mądrze i konsekwentnie. Prokom zagrał natomiast tak, jak zwykle – zbyt często sopocianie rzucali za trzy, nie mieli też szans wygrać walki pod koszem, gdzie osamotniony Andersen nie dostał żadnego wsparcia od Tomasa Masiulisa i Filipa Dylewicza. Fatalnie zagrał zwłaszcza Goran Jagodnik, który pudłował z najprostszych sytuacji – miał 2/13 z gry i trzy straty.

W drużynie Anwilu zadebiutowali Dante Swanson i Wiktor Grudziński. Pierwszy dał bardzo dobrą zmianę, w 17 minut zdobył 13 punktów i miał 3 zbiórki. Urlep kazał Amerykaninowi skupić się na zdobywaniu punktów i ten doskonale wywiązał się z tej roli. - Pozycja rzucającego obrońcy bardziej mi odpowiada- mówił po meczu. Gorzej wypadł Grudziński, który był zbyt wolny w obronie i szybko złapał 4 faule.