Trefl - Asseco Prokom (4): Krok do mistrzostwa
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Trefl - Asseco Prokom (4): Krok do mistrzostwa

Asseco Prokom zwyciężył z Treflem 79:71 w czwartym, najbardziej emocjonującym meczu tegorocznego finału Tauron Basket Ligi i objął prowadzenie w serii 3:1. Kolejny mecz, który może zadecydować o tytule mistrza Polski, zostanie rozegrany w sobotę w Gdyni.

,

Asseco Prokom zagrał zupełnie inaczej niż w trzecim meczu. Tym razem to gdynianie prowadzili niemal od początku do końca meczu, jednak nie można powiedzieć, że utrzymywali kontrolę nad spotkaniem, gdyż jeszcze minutę przed ostatnią syreną sprawa wyniku była otwarta. Dużo lepiej zagrał Jerel Blassingame, który zdobył aż 21 punktów dla swojej drużyny, trafiając kilka ważnych rzutów z dystansu. Nieco lepiej wypadł także drugi z liderów - Donatas Motiejunas (12 punktów). Asseco Prokom okazał się słabszy od przeciwników zarówno w walce o zbiórki, jak i w asystach (9:15), decydująca okazała się jednak skuteczność w rzutach za dwa punkty. Dla Trefla najwięcej punktów zdobyli Adam Waczyński i Łukasz Koszarek (odpowiednio 19 i 16).

- Mecz pełen walki, to był prawdziwy mecz play-off, który zasługuje na miano takiego. Bardzo się cieszę, że to my wyszliśmy z tego spotkania zwycięsko. Praktycznie przez 40 minut obie drużyny było pod ogromną presją. Było duże tempo gry i walka na jaką zasługuje finał - powiedział zachrypniętym głosem na pomeczowej konferencji prasowej trener gości Andrzej Adamek.

Już od początku meczu można było zobaczyć zupełnie inną grę Asseco Prokomu - gdynianie nie pozwalali rywalom na serie punktowe tak jak we wtorkowym meczu. Gra w ofensywie rozkładała się na wszystkich zawodników (poza Motiejunasem, którego dość szybko zmienił Fiodor Dimitriew) i między innymi dzięki temu w połowie kwarty prowadzili 11:8. Wśród sopocian ponownie aktywny w ataku byli John Turek i Filip Dylewicz, jednak nie wystarczyło to do tak efektownego startu jak w meczu numer 3. Prokom zakończył pierwszą część prowadząc 24:18 po rzucie w ostatnich sekundach Przemysława Frasunkiewicza.

Początek drugiej kwarty, kiedy drużyna Trefla występowała bez swoich liderów (jedynie Jermaine Mallett pozostał z wyjściowego składu), nie został wykorzystany przez rywali - sopocianie nie pozwolili na powiększenie sześciopunktowej straty. Chwilę później trener Adamek zdecydował się poprosić o przerwę, która miała pomóc jego drużynie w odzyskaniu skuteczności w ataku. Nie okazała się ona zbyt pomocna, gdyż w pierwszej ofensywnej akcji sopocian Koszarek trafił za trzy punkty z faulem. Trener Karlis Muiznieks zdecydował się także na postawienie, po raz pierwszy w finałach, na Marcina Stefańskiego na pozycji niskiego skrzydłowego, co znacznie utrudniło grę skutecznemu tego dnia Frasunkiewiczowi. Grający dużo krócej w poprzednich meczach Stefański w ostatniej minucie zdołał wyprowadzić nawet swoją drużynę na prowadzenie 33:32.

- Oczywiście chcieliśmy wygrać ten mecz, zwłaszcza, że graliśmy we własnej hali i w pierwszej połowie graliśmy dobrze w obronie. Nie trafiliśmy kilku otwartych rzutów, zwłaszcza nie mieliśmy szczęścia w rzutach z dystansu, natomiast byliśmy skupieni przez cały czas i udawało nam się kontrolować rytm meczu - analizował trener Karlis Muiznieks.

Gdynianie znakomicie rozpoczęli grę w trzeciej kwarcie od dziewięciu kolejnych punktów. Najlepiej prezentował się kapitan zespołu - Piotr Szczotka, który miał ich aż siedem (m.in. po rzutach wolnych po niesportowym faulu Dylewicza). - Na początku trzeciej kwarty straciliśmy pewność w ataku i popełniliśmy kilka błędów w obronie i w mojej opinii dlatego przegraliśmy ten mecz - stwierdził trener gospodarzy. Przerwa, o którą poprosił trener Muiznieks zupełnie odmieniła jego zespół. Sopocianie w niezmienionym składzie w zaledwie półtorej minuty doprowadzili do remisu po pięciu punktach Waczyńskiego i trójce Dylewicza. Chwilę później Trefl nawet powrócił na prowadzenie 42:41 dzięki trafionemu rzutowi wolnemu Johna Turka. Kilka kolejnych akcji to gra punkt za punkt, jednak kiedy sopocianie powrócili do ustawienia z początku drugiej kwarty przewaga Asseco Prokomu ponownie wzrosła do sześciu punktów. Ostatecznie, po dwóch rzutach wolnych Motiejunasa goście zakończyli tę kwartę wynikiem 58:50.

Początek decydującej części gry to udane akcje gości, po których Asseco Prokom osiągnął nawet dwucyfrowe prowadzenie. Sopocianie zdecydowali się na pogoń, której najważniejszym elementem były rzuty z dystansu. W roli egzekutorów sprawdzili się Waczyński z Dylewiczem. Na trzy minuty przed końcem meczu, kiedy wszyscy kibice zgromadzeni w Ergo Arenie już powstali ze swoich miejsc, Trefl zmniejszył straty do zaledwie dwóch punktów. W 38. minucie boisko musieli opuścić po piątych faulach najpierw Adam Hrycaniuk, a następnie Turek. Kiedy w kolejnej ofensywnej akcji gospodarzy zmiennik amerykańskiego środkowego Saulius Kuzminskas spudłował dobitkę spod samej obręczy, a Blassingame trafił z półdystansu, goście uzyskali przewagę, która pozwoliła im ostatecznie zwyciężyć 79:71

- Na pewno to było ważne spotkanie, gdybyśmy wygrali byłoby 2:2 i sprawa byłaby jeszcze otwarta. Przegraliśmy u siebie, jest 3:1 i właściwie Asseco jedną nogą ma już złoty medal. My jednak nie składamy broni, będziemy walczyli w Gdyni tak samo jak tutaj walczyliśmy do końca - powiedział Adam Waczyński.

- To był wspaniały mecz, tak właśnie powinna wyglądać koszykówka i mecze w play-off, nie powinny być łatwe. Po trzecim meczu, najgorszym w naszym wykonaniu, trener powiedział, że mamy wyjść i walczyć. Dzisiaj byliśmy bardziej agresywni i to na szczęście dało nam zwycięstwo - zakończył Jerel Blassingame.