Kosma Zatorski: Jak się pan czuje z brązowym medalem na szyi?
Marcin Sroka, skrzydłowy Zastalu: Bardzo dobrze.
Wiem, że pewnie ciężko jest mówić o meczu, ale wróćmy na chwilę do jego przebiegu.
- To był bardzo ciężki mecz. Pokazaliśmy jednak, że potrafimy grać w koszykówkę, mimo że wiele osób skazywało nas na pożarcie po czwartkowym blamażu w Zgorzelcu. Mieliśmy szóstego zawodnika na parkiecie - naszych kibiców.
Jest taka statystyka +/- i pan jest w niej w czubie Tauron Basket Ligi. Z czego to wynika, że Zastal z panem na parkiecie gra lepiej?
- Ja nie śledzę swoich statystyk. Zawsze daje z siebie wszystko wychodząc na parkiet i jestem szczęśliwy gdy wygrywamy. Nie obchodzą mnie moje indywidualne zdobycze punktowe, liczy się drużyna.
Chciałby pan zostać w Zielonej Górze na rok, dwa następne?
- Pewnie, że tak. Mamy dobry zespół, trenera. Wszystko mi się tu podoba. Teraz ruch należy do działaczy.
W tle naszej rozmowy leci słynna zastalowska płyta z przebojami disco-polo. To pana zasługa?
- Moja i Kamila Chanasa (śmiech)!