Trefl - PGE Turów (1): Pierwsza wygrana dla gości
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Trefl - PGE Turów (1): Pierwsza wygrana dla gości

PGE Turów przełamał złą passę pięciu kolejnych porażek z Treflem i zwyciężył w Sopocie 98:84. Zgorzelczanie objęli prowadzenie 1:0 w półfinałowej serii do trzech wygranych.

,

- To był ciężki mecz dla nas, to zwycięstwo na wyjeździe postawiło nas w bardzo dobrej pozycji - stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej Daniel Kickert.

Pierwsza połowa (podobnie jak w niedzielnym półfinale pomiędzy Asseco Prokomem a Zastalem) nie zapowiadała emocji, jakie mieli okazję przeżyć kibice w Ergo Arenie oraz oglądający transmisję w TVP Sport. Sopocianie, grając bardzo słabo w obronie, stracili aż 54 punkty (najwięcej w tym sezonie). Goście dominowali głównie za sprawą celnych trafień z dystansu (trafili aż osiem takich rzutów, z czego cztery miał Daniel Kickert). Większość z tych rzutów oddawana była z czystych pozycji, gdyż sopocianie podobnie jak w poprzednich meczach z z PGE Turowem skupiali się na obronie i zacieśnianiu strefy pod koszem. Druga część gry to zupełna odmiana sytuacji i pogoń gospodarzy. Odpowiedzialność za wynik wzięli Filip Dylewicz oraz Łukasz Koszarek, a ważne punkty w postaci dwóch trójek dołożył także Adam Waczyński. Niecałe trzy minuty przed końcowym gwizdkiem sopocianie osiągnęli w końcu cel i po dwóch rzutach wolnych swojego kapitana doprowadzili do remisu 83:83. W końcówce zmęczeni pogonią zawodnicy Trefla nie wytrzymali fizycznie i ostatecznie w serii rzutów wolnych oraz po dwóch nieudanych akcjach w ofensywie przegrali 94:98.

- Nie mam w zwyczaju, jeżeli chodzi o fazę play-off, analizować szczegółowo jednego z meczów serii. To jest tylko pierwszy mecz, choć bardzo ważny. Obie drużyny chciały wygrać. Walczyliśmy z determinacją i gratuluję wszystkich moim zawodnikom tej determinacji, zachowaliśmy spokój na koniec - powiedział trener Jacek Winnicki.

Pierwsza piłka półfinału należała do zgorzelczan, jednak pierwsze punkty zdobył Jermaine Mallett, który już trzeci mecz z rzędu znalazł miejsce w podstawowej piątce, kosztem Waczyńskiego. Trener Winnicki dość nietypowo rozpoczął mecz z Michałem Gabińskim na pozycji silnego skrzydłowego. Zabrakło także Dallasa Lauderdale'a, który zgodnie z przewidywaniami miał się pojawić na początku meczu jako zawodnik kryjący Johna Turka, na którego Trefl zazwyczaj gra swoje pierwsze akcje w meczu. Decyzje, mimo dwóch fauli obu podkoszowych, opłaciły się, gdyż goście po nieco ponad sześciu minutach prowadzili 13:9, a ostatecznie wygrali pierwszą kwartę 21:18.

Trójka Aarona Cela na koniec pierwszej kwarty okazała się prognostykiem tego, co wydarzy się kilka minut później. Przez niemal połowę kwarty oba zespoły grały punkt za punkt, ale po serii trafień z dystansu (łącznie było ich sześć, z czego połowa Kickerta) goście uzyskali wysoką, niemal 20-punktową przewagę. O przerwę poprosił Karlis Muzinieks, ale zmiany w składzie nie przynosiły żadnych zmian poza tym, że PGE Turów ciągle miał wolne pozycje za linią 6,75 m i ostatecznie wygrał pierwszą połowę 54:36. 54 punkty stracone w ciągu pierwszych 20 minut były najgorszym wynikiem Trefla w tym sezonie.

- W pierwszej połowie, zwłaszcza w drugiej kwarcie graliśmy zbyt miękko w obronie i nie trafiliśmy wielu otwartych rzutów, szczególnie rzutów wolnych - ocenił trener Karlis Muiznieks.

Po 15-minutowej przerwie gospodarze wrócili na parkiet z wielką chęcią odrabiania strat. Po trzech minutach walki Dylewicza i Koszarka z osamotnionym w ofensywie Giedriusem Gustasem straty zmalały do zaledwie siedmiu punktów (55:62). Chwilę później, po przerwie, o którą poprosił Jacek Winnicki i jednej z akcji w ofensywie gości, zrobiło się dość nerwowo na parkiecie. Sędziowie musieli zagwizdać przewinienia techniczne Vonteego Cummingsowi i Danielowi Kickertowi. Z nerwowej sytuacji lepiej skorzystali zgorzelczanie, którzy powiększyli prowadzenie (76:64).

- W pierwszej połowie w ogóle nie pracowaliśmy w obronie, to głównie zadecydowało. Później walczyliśmy, podgoniliśmy wynik, ale trochę zabrakło sił pod koniec - powiedział Łukasz Koszarek.

12 punktów przed decydującą kwartą okazało się wystarczającą przewagą. Sopocianie dzięki dwóm trafieniom z dystansu Waczyńskiego rozpoczęli pogoń za rywalami. Niecałe trzy minuty przed końcem gospodarze nawet wyrównali wynik meczu na 83:83 (po dwóch rzutach wolnych Dylewicza). - W drugiej połowie graliśmy dużo bardziej agresywnie w obronie i w ataku i w końcówce udało nam się doprowadzić do sytuacji w której decydowały 1-2 rzuty. Dzisiaj w tej końcówce lepszy był Turów i dlatego wygrał - stwierdził Karlis Muiznieks. Sama końcówka i wojna nerwów, w której oba zespoły wykonywały dużą liczbę rzutów wolnych okazała się jednak mniej udana dla zmęczonych odrabianiem start gospodarzy i to zespół ze Zgorzelca mógł cieszyć się ze zwycięstwa 98:94.

- Mimo wysokiego prowadzenia i powrotu drużyny z Sopotu udało nam się w końcówce wybronić dwie, trzy ważne akcje i to zadecydowało - dodał trener gości.

- To dopiero pierwsze spotkanie, także miejmy nadzieję, że w drugim będzie już lepiej i może powtórzymy serię ze Śląskiem - zakończył Łukasz Koszarek.