PGE Turów - Energa Czarni: Przebudzenie w Zgorzelcu
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

PGE Turów - Energa Czarni: Przebudzenie w Zgorzelcu

Po meczu o dwóch różnych połowach PGE Turów pokonał Energę Czarnych 83:74. Dzięki wygranej zespół trenera Jacka Winnickiego pozostaje w grze o zajęcie jak najlepszego miejsca przed fazą play-off.

,

Od pucharowego spotkania z Asseco Prokomem Gdynia, który został rozegrany 15 lutego PGE Turów wygrał tylko raz. Pięć porażek w drugim etapie rozgrywek Tauron Basket Ligi musiało znaleźć odzwierciedlenie w tabeli. Zgorzelczanie spadli na szóstą pozycję i mecz ze słupszczanami za wszelką cenę chcieli wygrać. Swoje kłopoty mieli także przyjezdni. Ostatecznie z wygranej cieszyli się koszykarze trenera Jacka Winnickiego, choć długo na taki stan rzeczy się nie zanosiło.

Goście od początku meczu, mimo że musieli radzić sobie bez narzekających na urazy Pawła Leończyka i Pawła Kikowskiego prezentowali się bardzo dobrze. PGE Turów w przeciwieństwie do drużyny ekipy trenera Dainiusa Adomaitisa grał wolno, czytelnie i bez pomysłu. Po trzech minutach gry było 10:2, a po rzucie zza linii 675 cm Mantasa Cesnauskisa w dziewiątej minucie gry już 21:12 dla przyjezdnych.

W barwach gospodarzy błyszczał Daniel Kickert, który z dorobku 14 punktów osiem zdobył w pierwszej kwarcie. W pojedynkę Australijczyk nie był jednak w stanie wiele zdziałać przeciw mądrze i zespołowo grającej ekipie gości. - Długo nie mogliśmy wejść w mecz. Siedziało nam to w głowach. Na szczęście mecz trwa nie 25, a 40 minut - powiedział po meczu trener PGE Turowa Jacek Winnicki.

Mimo niekorzystnej sytuacji w pierwszej połowie meczu kibice gospodarzy żywiołowo dopingowali swój zespół i wierzyli, że ten podniesie się z kolan. Zgorzelczanie na otwarcie drugiej kwarty zdołali dogonić słupszczan i po efektownym wsadzie Dallasa Lauderdale'a ulegali tylko 20:21. Goście szybko zdołali jednak opanować nerwy i systematycznie odbudowywali przewagę. Ta po 20 minutach gry wynosiła 10 punktów (45:35).

Po zmianie stron nic nie wskazywało na to, że aktualni wicemistrzowie kraju będą w stanie odwrócić losy rywalizacji. W 34. minucie meczu zespół ze Słupska wygrywał już 56:40. Złą sytuację swojej drużyny bardzo mocno przeżywał trener Jacek Winnicki. Od momentu gdy został on ukarany przewinieniem technicznym sytuacja na parkiecie zaczęła ulegać zmianie.

Złym zwiastunem dla przyjezdnych był uraz Darnella Hinsona. Amerykanin rozgrywał dobry mecz, ale w 24. minucie niefortunnie stanął na parkiet i przy pomocy kolegów musiał udać się ławkę rezerwowych. To w dużym stopniu utrudniło pole manewru trenerowi Dainiusowi Adomaitisowi.

- Do tego momentu mecz układał się po naszej myśli. Wówczas biorąc pod uwagę kontuzje Pawła Kikowskiego i Pawła Leończyka mieliśmy już ogromne problemy z rotacją. Z tego wzięło się zmęczenie w końcówce meczu. Turów to wykorzystał, zaczął agresywnie bronić strefą, a w ataku wygrywał pojedynki jeden na jeden. My natomiast zaczęliśmy popełniać straty i oddawać niecelne rzuty - powiedział szkoleniowiec Energii Czarnych.

Sygnał do ataku drużynie prowadzonej przez trenera Jacka Winnickiego dał Arthur Lee. Amerykanin nakręcał grę swoich kolegów, zdobył dziewięć punktów z rzędu i PGE Turów wrócił do gry (55:56). Lee trafił także z dystansu na otwarcie ostatniej kwarty. Rozgrywającego gospodarzy dzielnie wspierał Michał Chyliński, a także David Jackson i trafiający w ważnych momentach Giedrius Gustas.

Gospodarze dopięli swego w 32. minucie, kiedy po punktach Daniela Kickerta wyszli na premierowe prowadzenie (63:62), którego nie oddali już do końca meczu. - Gra strefą dodała nam wiatru w żagle. Swoje zrobił Arthur Lee, który włączył się w zdobywanie punktów z szybkiego ataku w ważnych momentach. Dzięki wygranej sytuacja w walce o miejsca trzy - sześć jest cały czas otwarta - powiedział trener PGE Turowa Jacek Winnicki.