Stefański: Nie czujemy presji
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

Stefański: Nie czujemy presji

- Nie czujemy presji. Szczerze jest za wcześnie by spekulować na temat tego co stanie się na koniec rozgrywek - powiedział po meczu z PGE Turowem skrzydłowy Trefla Marcin Stefański.

,

Grzegorz Bereziuk: Trefl czwarty raz w tym sezonie okazał się lepszy od drużyny PGE Turowa Zgorzelec. Czy poprzednie pojedynki można porównać do tego rozegranego w ramach drugiego etapu Tauron Basket Ligi?

Marcin Stefański: Każde wcześniejsze zwycięstwa cieszyły nas i smakowały. Szczególna radość jest jednak wtedy, kiedy gra się o wysoką stawkę. Tak było w Zielonej Górze, kiedy walczyliśmy o Puchar Polski. Tak samo ważne są spotkania w szóstkach. Mamy na koncie cztery wygrane z drużyną ze Zgorzelca. Bardzo się cieszymy, ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę to jeszcze o niczym nie świadczy. Play-offy dopiero przed nami. Pamiętamy ostatni rok, kiedy też dobrze nam szło z PGE Turowem, ale w play-offach okazaliśmy się gorsi. Tym razem wierzę, że będzie inaczej i do końca sezonu będziemy kontynuowali zwycięską passę.

Ostatnio dosyć często z waszego obozu dochodzą głosy o problemach zdrowotnych. Mimo tego rywale nie potrafią znaleźć na drużynę Trefla sposobu.

- W zespole jest bardzo dobra atmosfera, którą w dużej mierze budują zwycięstwa. Potrafiliśmy się podnieść po przegranym w końcówce meczu w Słupsku. Bez trzech podstawowych graczy potrafiliśmy zdecydowanie wygrać z Anwilem Włocławek. Takie sytuacje jeszcze bardziej zespalają drużynę. Dzisiaj w Zgorzelcu zagraliśmy bez Sailiusa Kuzminskasa. Przeciw takiej drużynie jak PGE Turów z pewnością łatwiej byłoby nam z czterema wysokimi zawodnikami w składzie. Poradziliśmy sobie w trójkę pod koszem, a także generalnie jako cała drużyna. To bardzo cieszy. Szacunek należy się także drużynie przeciwnej. Zagrali dobre spotkanie.

Jednym z liderów Trefla był Łukasz Koszarek, który do Zgorzelca miał przyjechać osłabiony i grać tylko gdyby nastała taka konieczność. Tymczasem grał na parkiecie grubo ponad pół godziny i zdobywał bardzo ważne punkty…

- Łukasz pokazał klasę, mimo że ostatnio chorował. Trzeba jednak zauważyć, że z pewnością nie był w swojej najwyższej formie. Widać, że po meczu był bardzo zmęczony, co normalnie wcześniej mu się nie zdarzało. Łukasz jest jednak klasowym zawodnikiem. Chciał prowadzić grę zespołu i wyszło mu to tak jak na podstawowego rozgrywającego przystało. Do tego Filip Dylewicz… Inaczej - zagraliśmy bardzo dobrze jako cała drużyna.

Przed wami kolejne spotkanie, na które z pewnością będziecie bardzo zmobilizowani i głodni kolejnej wygranej.

- Oczywiście! Zagramy u siebie z bardzo dobrą drużyną jaką jest Zastal Zielona Góra. Zespół wzmocnił Gani Lawal, który jest trudny do powstrzymania pod koszem. Pamiętamy, że wygraliśmy z nimi ostatnio w finale Pucharu Polski. Z pewnością będą chcieli nam się zrewanżować. Wierzę, że już będziemy w pełnym składzie, co pomoże nam zwyciężyć kolejny raz.

Z każdym kolejnym wygranym meczem presja wyniku ze strony kibiców, a także mediów jest coraz większa? Coraz głośniej mówi się o drużynie z Sopotu jako faworycie do zdobycia złotych medali.

- Nie czujemy presji. Szczerze jest za wcześnie by spekulować na temat tego, co stanie się na koniec rozgrywek. Myślę, że musimy skupiać się na każdym kolejnym meczu. Jeśli będziemy nadal wygrywać, małymi krokami będziemy zmierzać ku jak najlepszej pozycji w play-off. Nigdy nie zdobyłem mistrzostwa kraju z zespołem seniorskim. Udało mi się z drużyną juniorów i pamiętam, że tytuł smakował dobrze. Myślę, że w Sopocie medalem delektowałbym się jeszcze dłużej. Trzeba jednak pamiętać, że chętnych jest dużo więcej. Dlatego nie chciałbym składać żadnej deklaracji, tylko skupiać się na najbliższej przyszłości.