Wojciech Kukliński: To czwarta wygrana Kotwicy w hali „Milenium”. Czy ostatnia?
Łukasz Wichniarz: Nic z tych rzeczy. Gramy dla kibiców i dla siebie. Dziś pokonaliśmy rewelacyjnie spisująca się Unię, a za tydzień staniemy do walki z Prokomem.
Zademonstrował pan trzy fenomenalne bloki. Wcześniej nie była to pana silna strona?
- W pierwszej lidze udawało mi się dość często w ten sposób powstrzymywać rywali, a w ekstraklasie musiałem do tego chyba dojrzeć. Dziś dobrze mi się skakało i dlatego te akcje wyszły mi.
Kotwica dopiero po raz czwarty w tym sezonie wygrała we własnej hali. Czwarty i ostatni?
- Nic z tych rzeczy. Tak jak mówi trener będziemy bili się ze wszystkimi zespołami. Bez względu na to, z kim przyjdzie nam walczyć. Najbliższy pojedynek stoczymy z Prokomem i już teraz powiem, że kibice zobaczą równie ambitnie grający zespół Kotwicy.
Sama ambicja wystarczy na pokonanie mistrza?
- Ambicja to oczywiście za mało, by wygrać z taką drużyną jak ekipa z Sopotu. Ale mam nadzieję, że do pełni sił wróci już nasz podstawowy rozgrywający Corneillus Richardson, a także z grypowego osłabienia wyleczy się nasz środkowy Marko Djurić. Z tymi dwoma będącymi w pełni sił zawodnikami możemy postarać się o niespodziankę. Tym bardziej, że odzyskaliśmy już zaufanie naszych kibiców. Wystarczyło dziś posłuchać jak nas dopingowali. Dla takiej publiczności chce się zdrowie na parkiecie zostawić. Dzisiejsza wygrana dała nam wiarę w sens ciężkiej pracy. Myślę, że niesieni dopingiem publiczności nawet grając w play-outach, możemy dostarczyć jej i sobie jeszcze nie jeden powód do radości.
Doznał Pan dziś bolesnej kontuzji…
-… zostałem uderzony w krtań. To bardzo bolesny uraz, ale mam nadzieję niegroźny. Jestem przekonany, że w kolejnych meczach będę w pełni sił.