,

Lista aktualności

Nerwy Kowalczuka

Trzecia kwarta zadecydowała o tym, że Prokom Trefl pozostał niepokonanyw PLK, wtedy też Goran Jagodnik zdobył 18 punktów. Ale tak naprawdę nie było to decydującym czynnikiem. Paweł Kowalczuk strzelił kolegom samobója, kiedy w kluczowym momencie za dyskusje z sędziami został ukarany przewinieniem technicznym. Sopocianie pokonali AZS Koszalin 90:75

,


Trzecia kwarta zadecydowała o tym, że Prokom Trefl pozostał niepokonanyw PLK, wtedy też Goran Jagodnik zdobył 18 punktów. Ale tak naprawdę nie było to decydującym czynnikiem. Paweł Kowalczuk strzelił kolegom samobója, kiedy w kluczowym momencie za dyskusje z sędziami został ukarany przewinieniem technicznym. Sopocianie pokonali AZS Koszalin 90:75

AZS wyszedł na parkiet bez respektu dla znacznie silniejszego rywala. Goście od pierwszych minut bardzo mocno nacisnęli w obronie. Stąd też kłopoty gospodarzy ze zdobywaniem punktów. Prokom Trefl dopiero w połowie pierwszej kwarty zdołał zdobyć pierwsze punkty z gry po dwójkowej akcji Pacesasa i Masiulisa. AZS nie zdołał jednak wykorzystać chwilowej słabości rzutowej rywala., gdyż sam miał problemy z wykorzystaniem własnych pozycji.

Wyrównana gra trwała do połowy trzeciej kwarty. Inicjatywa cały czas była po stronie sopocian, ale za każdym razem gdy ci odskakiwali na 8-10 punktów, koszalinianie studzili zapały mistrzów Polski rzutami za trzy. Aż do momentu, gdy przy dwupunktowym prowadzeniu gospodarzy, Adam Wójcik popisał się skuteczną akcją w strefie podkoszowej i był przy tej okazji faulowany. Z decyzją sędziów nie mógł się pogodzić Paweł Kowalczuk, który został ukarany przewinieniem technicznym. W tym momencie przewaga Prokomu urosła w jednej akcji do 7 punktów, a sopocianie poczuli, że to kluczowy moment, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

- Myślę, że ułatwiliśmy dzisiaj rywalom zadanie w trzeciej kwarcie przez głupotę Pawła Kowalczuka, który zafundował gospodarzom pięć punktów ot tak za nic. I w tym momencie Prokom nam odskoczył - mówił po spotkaniu wyraźnie rozczarowany postawą swojego gracza trener Gembal.

Po faulu technicznym, swój koncert rozpoczął Goran Jagodnik. Skrzydłowy mistrzów Polski bombardował kosz z dystansu, z półdystansu i spod samej tablicy. Przez dziesięć minut zdobył 18 punktów, a gospodarze wyszli po 30 minutach na prowadzenie 71:54. Słoweniec zakończył spotkanie z dorobkiem 25 punktów i 5 zbiórek w ciągu niespełna 26 minut spędzonych na parkiecie. Jagodnik miał jednak bardzo niską skuteczność (6/17), głownie ze względu na słabszą postawę w pierwszej połowie.

Więcej punktów w spotkaniu zdobył tylko Chudney Gray, dla którego był to trzeci kolejny występ z dorobkiem co najmniej 30 punktów, choć 12 z nich zaliczył w momencie, gdy wynik spotkania był już rozstrzygnięty. Nie zmienia to jednak faktu, że z rozgrywającym AZS-u mieli problemy wszyscy sopoccy obrońcy. Najlepiej radził sobie Istvan Nemeth, który pod koniec drugiej kwarty opuścił parkiet z rozbitym łukiem brwiowym i na boisko już nie powrócił. Nie zagrał również Christian Dalmau, który w spotkaniu we Wrocławiu naciągnął sobie mięsień barku.

W tej sytuacji na pozycji rzucającego zagrać musiał Jeff Nordgaard. Amerykanin swoją rolę, dając 16 punktów z ławki. W drugiej kwarcie dał jeszcze zmianę Goranowi Jagodnikowi i grał na swojej nominalnej pozycji. Po zmianie stron z konieczności został przesunięty na obwód. Był to najlepszy występ tego gracza w sopockim stroju. Adam Wójcik dorzucił jeszcze 11 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst, a Tomas Pacesas popisał się 10 celnymi podaniami do kolegów.

W czwartej kwarcie, gdy wynik był już przesądzony, szansę debiutu dostali juniorzy. Pierwszy na parkiecie pojawił się Jakub Bogusz, który popisał się celnym rzutem za trzy punkty. Adam Łapeta po wywalczonym faulu, stanął na linii rzutów wolnych, gdzie zaliczył jeden punkt.

W zespole gości na wyróżnienie zasługuje jeszcze Milos Sporar, który oprócz 11 punktów miał na swoim koncie również 6 zbiórek i 4 asysty. Tak naprawdę jednak AZS Koszalin prezentuje się bardzo mocno jako zespół i z pewnością jeszcze nie jednej drużynie napsuje sporo krwi, tak jak Prokomowi przez prawie 25 minut.