Najważniejsza informacja po meczach w Gdyni jest taka, że to Arka prowadzi 2-0 i potrzebuje tylko jednego zwycięstwa do awansu do wielkiego finału Energa Basket Ligi. To jednocześnie oznacza, że Anwil nie może pozwolić sobie na słabsze spotkanie - musi wygrywać wszystko, aby mieć szansę na walkę o złoto.
Trzeba podkreślić, że w obu dotychczasowych półfinałowych starciach zespół trenera Igora Milicicia miał swoje szanse - w pierwszym gonił wynik w końcówce, w drugim gdynianie odskoczyli dopiero w ostatniej kwarcie. Tak jak się można było jednak spodziewać, były to zupełnie różne spotkania, w każdym z nich decydowało zupełnie coś innego.
- Drugi raz w przeciągu trzech dni był taki moment, kiedy Anwil wszedł na wyższy poziom i drugi raz to ustaliśmy. Bardzo mnie to cieszy. Jak to zwykle w play-off, w drugim meczu bohaterami są inne osoby. Każdy kto wszedł albo dawał świetną obronę, albo wyszarpane punkty. Jest 2-0. Nic wielkiego nie zrobiliśmy, bo jako numer 1 wygraliśmy dwa mecze u siebie, a to powinniśmy właśnie zrobić. Nie popadamy w hurraoptymizm - mówił po drugim meczu trener Arki Przemysław Frasunkiewicz.
W Hali Mistrzów Anwil może liczyć na jeszcze większe wsparcie swoich kibiców. Ale czy to wystarczy? Przede wszystkim włocławianie muszą znaleźć sposób na powstrzymanie świetnego duetu James Florence - Josh Bostic oraz spróbować ograniczyć wpływ środkowych: Adama Łapety i Roberta Upshawa. Jednocześnie będą liczyli na świetne występy swoich liderów ofensywnych: Ivana Almeidy i Chase’a Simona.
- Mój zespół był bardzo zmotywowany do tego meczu, natomiast to przerodziło się w coś, czego nie chcemy. Nikt w pojedynkę nie może wygrać spotkania z Arką. Gdy gramy zespołowo, to możemy bić się z każdym. Tym razem nie mieliśmy takiej gry zespołowej. To musimy poprawić, jeśli chcemy wrócić do Gdyni. Zdecydowanie taki właśnie mamy plan - tłumaczył trener Anwilu Igor Milicić.
Transmisja meczu nr 3 Anwil Włocławek - Arka Gdynia we wtorek od 17:30 w Polsacie Sport Extra.