22. kolejka: Pewne zwycięstwo Anwilu z AZS
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

22. kolejka: Pewne zwycięstwo Anwilu z AZS

W ostatnim spotkaniu 22. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki Anwil Włocławek pewnie pokonał AZS Koszalin 78:62. King Szczecin zagrał rewelacyjnie w ostatniej kwarcie i dzięki temu zwyciężył w Toruniu z Polskim Cukrem 87:65. W jednym z hitów tej kolejki Rosa Radom, po świetnym meczu w ataku, wygrała z MKS Dąbrowa Górnicza 90:85. To szóste z rzędu zwycięstwo zespołu trenera Wojciecha Kamińskiego. W innym zaciętym niedzielnym starciu Stelmet BC Zielona Góra pokonał Energę Czarnych Słupsk 81:79.

,

Anwil Włocławek - AZS Koszalin 78:62.

Gospodarze rozpoczęli spotkanie od trójek Fiodora Dmitriewa i Nemanji Jaramaza, po czym prowadzili nawet 9:2. W AZS całkiem nieźle radził sobie za to Darrell Harris, a dzięki niemu Anwil nie mógł, przynajmniej na początku, bardziej uciec rywalom. Dopiero po późniejszych akcjach Josipa Sobina i Pawła Leończyka włocławianie zdobyli 11 punktów przewagi. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 23:15. Druga część meczu utrzymywała tę sytuację. Mimo że aktywny był Daniel Wall, to koszalinianie nie potrafili w zdecydowany sposób odrabiać strat. W pewnym momencie trójka Jakuba Zalewskiego zbliżyła jednak gości na zaledwie trzy punkty. To zmobilizowało graczy Igora Milicicia, którzy błyskawicznie odzyskali skuteczność. Dzięki kolejnym rzutom Michała Chylińskiego i Toneya McCraya gospodarze wygrywali po pierwszej połowie 42:31.

Początek trzeciej kwarty był niezły szczególnie w wykonaniu Josipa Sobina, dzięki czemu włocławianie mogli powiększać swoją przewagę. Później obie ekipy nie były zbyt skuteczne, co oznaczało tylko tyle, że AZS nie zbliżał się do rywali. M.in. dzięki trafieniu Jamesa Washingtona Anwil wygrywał po 30 minutach rywalizacji 59:44. Czwartą kwartę od serii 7:0 rozpoczęła ekipa z Koszalina i po kontrze wykończonej przez Curtisa Millage’a przegrywała tylko ośmioma punktami. Sprawy w swoje ręce wziął później Paweł Leończyk, dzięki czemu gospodarze opanowali sytuację. Akcje Harrisa i Millage’a utrzymywały jeszcze drużynę trenera Kamila Sadowskiego w grze, ale Michał Chyliński nie pozwalał na więcej. Ostatecznie dzięki trójce Fiodora Dmitriewa Anwil wygrał 78:62.

Najlepszym strzelcem gospodarzy był Nemanja Jaramaz, który zanotował 17 punktów i sześć zbiórek. 13 punktów i pięć zbiórek dodał Toney McCray. W ekipie gości 11 punktów rzucił Daniel Wall.

 

Polski Cukier Toruń - King Szczecin 65:87

Trochę lepiej w ten mecz weszli szczecinianie, ale gospodarze, głównie dzięki Tomaszowi Śniegowi i Maksymowi Sandułowi, szybko objęli kontrolę i prowadzili nawet 11:7. W Kingu świetnie radził sobie Marcin Dutkiewicz, a sporo dokładał też Zach Robbins, ale ostatecznie m.in. dzięki Kyle’owi Weaverowi Polski Cukier wygrywał po 10 minutach 18:17. Drugą kwartę od serii 8:0 rozpoczął zespół trenera Marka Łukomskiego - po trójce Roberta Skibniewskiego było więc 25:18. To pozwalało gościom na długie kontrolowanie sytuacji. Dopiero późniejsza seria sześciu punktów z rzędu Krzysztofa Sulimy pozwoliła torunianom na odzyskanie prowadzenia. Dzięki Aleksandrowi Perce gospodarze wygrywali po pierwszej połowie 38:37.

W początkowej fazie trzeciej kwarty trójka Russella Robinsona doprowadziła do wyrównania. Później Polski Cukier odzyskiwał prowadzenie dzięki Jure Skificiowi i Krzysztofowi Sulimie, ale następne trafienia Pawła Kikowskiego oraz Zacha Robbinsa dawały gościom pięć punktów przewagi. Torunianie ponownie to odrobili i po rzucie wolnym Łukasza Wiśniewskiego znowu byli trochę lepsi. Jednak trójka Jakuba Garbacza ustawiła wynik spotkania po 30 minutach na 59:58 dla gości. Nikt nie spodziewał się jednak tego, co wydarzyło się w ostatniej kwarcie. Gospodarze mieli ogromne problemy w ataku, a szczecinianie - głównie dzięki trójkom Michała Nowakowskiego i Roberta Skibniewskiego świetnie to wykorzystali. Ostatecznie ta część meczu zakończyła się wynikiem aż 28:7 dla gości, a King wygrał całe spotkanie 87:65.

Najlepszym graczem gości był Michał Nowakowski, który zanotował 16 punktów, dziewięć zbiórek i trzy asysty. 14 punktów dodał do tego Marcin Dutkiewicz. Po 12 punktów dla gospodarzy zdobyli Krzysztof Sulima i Kyle Weaver.

 

TBV Start Lublin - Asseco Gdynia 83:79

Gospodarze w pierwszym akcjach mogli liczyć na Mateusza Dziembę i to dzięki niemu prowadzili 8:2. Od tego momentu Asseco zanotowało jednak serię 12:0 i po akcji 2+1 Filipa Matczaka było już 14:8. TBV Start starał się być blisko, ale absolutnie nie do zatrzymania był Krzysztof Szubarga. Dopiero później przypomniał o sobie Dziemba, a swoje dokładał Jason Boone. Ostatecznie po rzucie Piotra Szczotki po 10 minutach było 27:22 dla gości. W drugiej kwarcie Asseco raczej kontrolowało sytuację, a po akcji Filipa Matczaka miało nawet 11 punktów przewagi. Na taki stan rzeczy nie chciał jednak pozwolić przede wszystkim Nick Kellogg, dzięki któremu prowadzenie gdynian topniało. Ostatecznie po rzucie Jarosława Trojana zespół trenera Davida Dedka przegrywał po pierwszej połowie tylko 40:44.

TBV Start lepiej zaczął trzecią kwartę i dzięki rzutom Mateusza Dziemby, Nicka Kellogga i Jasona Boone’a zdobył nawet sześciopunktową przewagę. Asseco całkowicie zatrzymało się w ataku, a jedyną skuteczną akcję przez dziewięć minut gry wykonał Piotr Szczotka. Lublinianie potrafili to doskonale wykorzystać i uciekali rywalom. Ostatecznie po 30 minutach rywalizacji i rzucie Kellogga wygrywali 64:49. W czwartej kwarcie ekipa trenera Przemysława Frasunkiewiczaa odrabiała część strat po rzutach Przemysława Żołnierewicza i Filipa Matczaka, ale i tak przewaga TBV Startu wydawała się bezpieczna. Do czasu. Dzięki rzutom z dystansu Szubargi i Matczaka Asseco ciągle było blisko rywali - jeszcze na minutę przed końcem przegrywało zaledwie trzema punktami. W końcówce niezwykle ważna okazała się skuteczność Dziemby i Kellogga na linii rzutów wolnych. Dzięki tym graczom lublinianie wygrali ostatecznie 83:79.

Nick Kellogg zanotował w tym meczu aż 20 punktów, pięć zbiórek i trzy asysty. Po 18 punktów dodali Nick Covington i Mateusz Dziemba. 24 punkty dla gości rzucił Filip Matczak.

 

Stelmet BC Zielona Góra - Energa Czarni Słupsk 81:79

Gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia - po trafieniach Nemanji Djurisicia i Łukasza Koszarka prowadzili 7:2. Później jednak to goście byli stroną przeważającą, a po rzutach wolnych Marcusa Ginyarda potrafili zdobyć nawet przewagę - urosła ona nawet do sześciu punktów dzięki akcji Davida Kravisha. W końcówce kwarty część strat odrobił Jarosław Mokros, ale to słupszczanie wygrywali 24:20. Drugą część meczu Energa Czarni rozpoczęła od serii 9:0 i po rzucie Chavaughna Lewisa miała aż 13 punktów przewagi! Stelmet krok po kroku zbliżał się do rywali, a było to możliwe dzięki rzutom Vladimira Dragicevicia i Thomasa Kelatiego. Kolejne akcje Czarnogórca najpierw zbliżyły zielonogórzan na jeden punkt, a następnie dały prowadzenie. Ostatecznie jednak dzięki zagraniu 2+1 Kravisha to zespół trenera Robertsa Stelmahersa wygrywał po pierwszej połowie 41:40.

Na początku trzeciej kwarty słupszczanom udawało się utrzymywać przewagę. Nie do zatrzymania był jednak ciągle Vladimir Dargicević. To dzięki niemu oraz Armaniemu Moore’owi gospodarze ponownie wyszli na prowadzenie - 52:50. Sytuację starał się zmieniać jeszcze trójkami Anthony Goods, ale ostatecznie po 30 minutach to mistrzowie Polski wygrywali jednym punktem. W ostatniej kwarcie Stelmet budował przewagę dzięki akcjom Thomasa Kelatiego i Amraniego Moore’a. Energa Czarni się nie poddawała i po trafieniach Grzegorza Surmacza i Marcusa Ginyarda doprowadziła do remisu na 3,5 minuty przed końcem. Później skuteczni byli Lewis i Goods, a goście mieli przewagę. W ostatnich dwóch minutach w ataku rozbudził się James Florence. To właśnie jego dwie trójki dały zielonogórzanom prowadzenie. W końcówce on i Łukasz Koszarek trafili jeszcze rzuty wolne i to Stelmet zwyciężył ostatecznie 81:79.

Vladimir Dragicević był najlepszym strzelcem gości - zanotował 18 punktów, sześć zbiórek i cztery asysty. 15 punktów dodał do tego James Florence. W ekipie gości wyróżniał się Marcus Ginyard z 16 punktami, 11 zbiórkami i czterema asystami.

 

BM Slam Stal Ostrów Wlkp. - Miasto Szkła Krosno 89:78

Początek meczu był bardzo wyrównany, mimo dobrej skuteczności z dystansu Łukasza Majewskiego. Dopiero późniejsze akcje Christo Nikołowa i Shawna Kinga dały gospodarzom sześć punktów przewagi. Następnie urosła ona nawet do stanu 19:9 po rzucie Marca Cartera. Sytuację zmieniały trójki Kareema Maddoxa i Dawida Bręka, ale kolejne trafienie Cartera oznaczało, że po 10 minutach to BM Slam Stal wygrywała 27:19. Zespół trenera Emila Rajkovicia drugą kwartę rozpoczął od serii 11:2 i głównie dzięki Mateuszowi Kostrzewskiemu oraz Szymonowi Szewczykowi prowadziła aż 38:21. Miasto Szkła bardzo długo nie potrafiło odzyskać rytmu w ataku, choć później kilka akcji pokazał Dariusz Wyka, a po trójce Dino Pity zbliżyło się na 11 punktów. Ostatecznie jednak to ostrowianie m.in. po rzucie Nikołowa wygrywali po pierwszej połowie 48:36.

Trzecia kwarta znowu zaczęła się po myśli gospodarzy. Świetnie swoich partnerów wypatrywał Aaron Johnson, a po dwóch trafieniach Shawna Kinga znowu prowadzili 20 punktami. Zespół trenera Michała Barana nie zamierzał się poddawać i dzięki serii 9:0 oraz trafieniu Devante Wallace’a znacznie zmniejszyli straty. Później w to włączyli się jeszcze Dariusz Oczkowicz i Dawid Bręk, a Miasto Szkła przegrywało tylko pięcioma punktami! Ostatecznie jednak po 30 minutach to BM Slam Stal wygrywała 66:59. W czwartej kwarcie ponownie starali się Wallace i Maddox, a dzięki nim krośnianom brakowało tylko czterech punktów do remisu. Jeszcze jedną trójkę dołożył Bręk, a po akcji Dłuskiego Miasto Szkła wreszcie wyrównało. Później jednak ważne trafienia notował Shawn King, a ostrowianie uciekali - dzięki rzutowi Łukasza Majewskiego prowadzili już 81:71. Ostatecznie po akcji Nikołowa zwyciężyli 89:78.

Christo Nikołow był najlepszym strzelcem gospodarzy z 16 punktami i siedmioma zbiórkami. Świetne double-double zanotował Aaron Johnson - 11 punktów i 17 asyst. W ekipie gości wyróżniał się Devante Wallace z 20 punktami i siedmioma zbiórkami.

 

Rosa Radom - MKS Dąbrowa Górnicza 90:85

Piotr Pamuła w pierwszych akcjach zaskakiwał rywali trójkami - dzięki jego akcjom było 6:2 dla gości. Kolejnych siedem punktów należało jednak do Rosy, co dało tej ekipie prowadzenie. Nawet gdy później MKS znowu zdobywał przewagę, m.in. dzięki skuteczności na linii rzutów wolnych, to sprawy w swoje ręce brał Michał Sokołowski i odrabiał straty. Ostatecznie jednak dzięki trafieniom Przemysława Szymańskiego i Byrona Wesleya to goście wygrywali po 10 minutach 22:16. Drugą kwartę dąbrowianie rozpoczęli od pięciu punktów z rzędu Szymańskiego, dzięki czemu jeszcze bardziej powiększyli przewagę. Trener Wojciech Kamiński postawił na obronę strefową, co przez chwilę dawało Rosie znaczne korzyści. Późniejsze trafienia Roberta Witki i Jarosława Zyskowskiego zbliżały gospodarzy na zaledwie pięć punktów. Ostatecznie zryw radomian zakończył się na serii 16:0 i po akcji 2+1 Daniela Szymkiewicza prowadzili już 39:34. Pierwsza połowa zakończyła się ostatecznie czteropunktową wygraną wicemistrzów Polski.

Na początku trzeciej kwarty przewagę budowała drużyna z Radomia - po efektownym wsadzie Michała Sokołowskiego w kontrze było 51:42. Później swoją serią 8:0 popisał się zespół trenera Drażena Anzulovicia i dzięki indywidualnej akcji Kerrona Johnsona doprowadził do wyrównania. Kolejna trójka Amerykanina dała MKS prowadzenie. Sytuacja jednak się zmieniała, bo odpowiadali na to Robert Witka i Filip Zegzuła. Ostatecznie po mocnej dobitce Igora Zajcewa Rosa wygrywała po 30 minutach 67:62. Pięć kolejnych punktów Zegzuły na początku czwartej kwarty oznaczało, że zespół trenera Wojciecha Kamińskiego miał już przewagę dziesięciu! To pozwalało gospodarzom na kontrolowanie sytuacji na parkiecie. MKS co prawda starał się jeszcze zmniejszać straty dzięki akcjom Johnsona i Wesleya, ale Rosa była bardzo mocna w ataku. W samej końcówce dąbrowianie zbliżyli się jeszcze na cztery punkty, ale to już nie zmieniło obrazu gry. Ostatecznie wicemistrzowie Polski zwyciężyli 90:85.

Najlepszym strzelcem gospodarzy był Michał Sokołowski z 19 punktami i trzema asystami. 16 punktów i cztery asysty dołożył Robert Witka. W ekipie gości wyróżniał się Kerron Johnson z 19 punktami, pięcioma zbiórkami i siedmioma asystami.

 

Trefl Sopot - Polpharma Starogard Gdański 85:88

Spotkanie rozpoczęło się od “wymiany ciosów”. Nawet gdy Polpharma wychodziła na czteropunktowe prowadzenie po trójce Anthony’ego Milesa, to gospodarze błyskawicznie odpowiadali - głównie trafieniami Piotra Śmigielskiego. Później starogardzianie mieli przewagę nawet 24:18 po akcji 2+1 Jakuba Schenka, ale straty trójkami zmniejszali Filip Dylewicz oraz Anthony Ireland, przez co starogardzianie po 10 minutach rywalizacji wygrywali tylko trzema punktami. W drugiej kwarcie prowadzenie wzrosło nawet do stanu 37:28 po rzutach Urosa Mirkovicia oraz Martynasa Sajusa. W Treflu w ataku błyszczał Anthony Ireland - to ciągle było jednak za mało na rozpędzonych zawodników trenera Mindaugasa Budzinauskasa. W końcówce pierwszej połowy gospodarze ponownie zbliżali się dzięki Dylewiczowi, ale akcja Marcina Fliegera ustawiła wynik spotkania na 52:45.

Na początku trzeciej kwarty za odrabianie strat wziął się nie kto inny jak Anthony Ireland. Szybko sytuację do “normy” doprowadzali jednak Anthony Miles i Thomas Davis - po ich akcjach było już 62:51. Starogardzianie dobrze radzili sobie w obronie, a w ich grze ofensywnej widoczne były skuteczne pomysły. Po rzutach wolnych Łukasza Diduszki Polpharma miała nawet 15 punktów przewagi. Ostatecznie po 30 minutach gry zespół z Kociewia wygrywał 74:62. Trójki Irelanda i Śmigielskiego na początku czwartej kwarty znacznie zmniejszyły tę przewagę. Wtedy “piąty bieg” włączał jednak Marcin Flieger i szybko uspokajał sytuację starogardzkiej ekipy. Drużyna trenera Budzinauskasa całkowicie kontrolowała sytaucję na parkiecie. Ostatecznie Polpharma wygrała w Sopocie 88:85, bo w końcówce straty zmniejszyli Ireland i Marković.

Najlepszym zawodnikiem gości był Marcin Flieger z 20 punktami i czterema asystami. 16 punktów dodał do tego Anthony Miles. W Treflu wyróżniał się Anthony Ireland z 28 punktami, pięcioma zbiórkami i trzema asystami.

 

PGE Turów Zgorzelec - Polfarmex Kutno 109:98 (po dogrywce)

Zdecydowanie lepiej w ten mecz weszli goście, którzy m.in. dzięki trzem akcjom Michała Gabińskiego prowadzili 8:2. PGE Turów szybko zaczął niwelować straty. Dzięki serii 10:0 i trafieniu Urosa Nikolicia zgorzelczanie zdobyli czteropunktową przewagę. Później trójkami starali się zaskakiwać Jacek Jarecki i Sebastian Kowalczyk, ale to trafienie z dystansu Arkadiusza Kobusa pozwoliło Polfarmexowi wygrywać 24:21 po 10 minutach gry. W drugiej kwarcie rzut tego samego gracza powiększył przewagę kutnian do sześciu punktów. Sytuację starali się zmieniać Bartosz Bochno i Tweety Carter, ale drużyna trenera Krzysztofa Szablowskiego długo utrzymywała prowadzenie. W pewnym momencie PGE Turów zbliżył się na zaledwie punkt - mimo tego goście znowu odskakiwali dzięki Jareckiemu i Kowalczykowi. Ostatecznie po wsadzie Michaela Frasera Polfarmex wygrywał po pierwszej połowie 46:41.

Pięć punktów z rzędu Denisa Ikovleva zaraz na początku trzeciej kwarty doprowadziło do remisu, a prowadzenie gospodarzom dał świetny dzisiaj Bartosz Bochno. Późniejsze trafienie Urosa Nikolicia oznaczało nawet pięć punktów przewagi. Na to odpowiadali Michał Gabiński i D.J. Thompson, dzięki którym kibice mogli oglądać wyrównane spotkanie. Akcje Maksyma Sałasza oznaczały, że to Polfarmex po 30 minutach wygrywał 66:62. Zgorzelczanie dość szybko wrócili na prowadzenie na początku czwartej kwarty po trójce Michała Michalaka. Kutnianie się nie poddawali - seria 10:0 i trójka Gabińskiego oznaczały, że zdobyli dość znaczącą przewagę - 79:69. PGE Turów walczył o lepszy wynik - późniejsza seria 9:0 i trafienie Ikovleva dało tej ekipie prowadzenie. W samej końcówce obie drużyny wymieniały się na linii rzutów wolnych. Po trzech z rzędu trafieniach Thompsona mieliśmy remis po 90. Rzut z połowy boiska Cartera okazał się nieskuteczny, a to oznaczało dogrywkę.

W dodatkowym czasie gry stroną przeważającą był zespół trenera Mathiasa Fischera. Kluczowe rzuty trafiał Michał Michalak, a po kolejnych akcjach Denisa Ikovleva PGE Turów miał już dziewięć punktów przewagi. Ostatecznie zgorzelczanie zwyciężyli 109:98.

Najlepszym gracze gospodarzy był Tweety Carter z 26 punktami i dziewięcioma asystami. 25 punktów, sześć zbiórek i cztery asysty dołożył Michał Michalak. W ekipie gości wyróżniał się Michał Gabiński z 19 punktami.

 

------