Najważniejsze, że od początku do końca imprezy z twarzy małych koszykarzy nie schodził uśmiech. - Uwielbiam trenować z dzieciakami - podkreślał Kim Adams, który jest uwielbiany przez radomskich milusińskich i w camapach Rosy uczestniczy już od kilku lat. Nic dziwnego, że to właśnie Amerykanin przeprowadził rozgrzewkę. Od razu pomiędzy graczem ze Stanów Zjednoczonych, a dziećmi nawiązała się nić porozumienia. – Gdy zakończę przygodę z basketem, rozważę możliwość zatrudnienia jako babysitter – uśmiechał się Adams.
Potem przyszedł czas na gry, zabawy i konkursy, ale i trochę prawdziwej rywalizacji. Były nawet mecze, a kiedy koszykarze Rosy nie mogli dotrzymać kroku dzieciakom, radochy było najwięcej. Swoje drużyny mieli wspomniani Igor Zajcew i Damian Jeszke, ale także szkoleniowcy Piotrówki Radom i Akademii Rosa. Trenerzy zresztą bacznie przyglądali się swoim podopiecznym, żeby przypadkiem ich uwadze nie umknął jakiś talent. Zresztą w ten sposób wyłowione zostały już w Radomiu „koszykarskie perełki”, które trenują w klubie.
Camp był też świetną okazją, żeby dzieci zrobiły sobie zdjęcia ze swoimi idolami, poprosiły o autografy, przybijały piątki. Atmosfera była rewelacyjna, a młodzi adepci koszykówki opuszczali zajęcia z wypiekami na twarzy.
– Kto wie, może właśnie z takiego naboru trafi nam się wyjątkowy talent. To nie jest oczywiście najważniejsze, ważne, żeby tego typu imprez było jak najwięcej i żeby odbywały się cyklicznie – stwierdził Wojciech Kamiński.